piątek, 28 lutego 2014

PlayStation Plus Marzec 2014 - RZUT (Rad)OKIEM na nowości w usłudze SONY.

Jakiś czas temu pojawiły się w sieci przecieki co do nowości na PlayStation Plus. I co ciekawe sprawdziły się one idealnie, bo już 5 marca 2014 roku na PlayStation Plus pojawią się kolejne nowości dla subskrybentów usługi.Tym razem będzie troszkę słabo w moim odczuciu.

Poniżej wyszczególnione tytułu:
Dead Nation Apocalypse Edition (5.03.2014) - PS4
Tomb Raider (5.03.2014) - PS3
Brothers A Tale of Two Sons (5.03.2014) - PS3
Pixeljunk Monsters Ultimate HD (5.03.20144) - PSV
Bystry jak... (5.03.2014) - PSV

Szczerze to najmocniejszy tytuł w tym zestawieniu to Tomb Raider. Co prawda miałem już okazję grać w ten tytuł na PC ale zamierzam przetestować go również na PS3 (może sterowanie będzie bardziej przyjazne). Reszta, no może poza jeszcze Brother... jest mniej zapierającymi u mnie dech w piersiach grami. Zombi nie lubię, Pixieljunk kiedyś tam próbowałem ... Słabo. A jeśli chodzi o PS4 to BARDZO słabo. No co jest, wydali konsolę, a ludzie nie mają w co grać!

A Was jaki tytuł zaciekawił ?

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

czwartek, 20 lutego 2014

"Burton i Swinburne w Dziwnej sprawie Skaczącego Jacka" - Mark Hodder - Biblioteka Krainy

W zasadzie to pełny tytuł owej książki brzmi: "Mark Hodder przedstawia: Burtona i Swinburne'a w Dziwnej sprawie Skaczącego Jacka". Ta pierwsza książka pióra tego anglika zaskoczyła mnie. Spodziewałem się bardziej czytadła w klimacie Steampunk, a dostałem małe dzieło sztuki o wartkiej akcji. Nie ukrywam, że tytułem zainteresowałem się szerzej po zagraniu w DisHonored.

Jednak książka Marka Hoddera zaskoczyła mnie nie tylko stylem, ale i samymi założeniami. Autor przedstawia nam postaci autentyczne, których żywot w pewnym momencie zmienia się i dalsze ich losy toczą się zupełnie inaczej niż przestawiają
znane nam obecnie źródła. Para głównych bohaterów są Sir Richard Francis Burton oraz Algernon Charles Swinburne. Pierwszy to badacz i podróżnik, poliglota oraz pisarz. Nawet jego losy znane, w naszej nazwijmy to rzeczywistości robią wrażenie. Drugi to poeta o dość specyficznym stylu bycia. Wydarzenia ukazane nam w książce są alternatywną historią naszego świata, gdzie to technika oparta na parze, genetyce, energii geotermalnej wkroczyła w życie już w XIX wieku.

Sięgając po "Dziwną sprawę Skaczącego Jacka" obawiałem się troszkę, że autor może sobie nie poradzić z ukazaniem alternatywnej wizji Londynu i Anglii tamtego okresu. Jednak mistrzowskie pióro, umiejętność dopasowywania wydarzeń historycznych, miejskich legend oraz naprawdę wciągająca historia tworzą mieszankę obarczoną syndromem jeszcze-jednej-strony.

Skaczący Jack to miejska legenda. Stwór, który napadał na młode kobiety właśnie w XIX w. Swoją złą sławę zyskał głównie (poza wspomnianymi atakami) przez przypisywane mu nadprzyrodzone zdolności, jak ogromne skoki i przedziwny, iście diabelski wygląd. No cóż... Mark Hodder pokusił się o wyjaśnienie fenomenu tej miejskiej legendy i zrobił to bardzo dobrze. Tak powinna być budowana narracja w książkach. Opowieść bazuje na przekazach dotyczących postaci Skaczącego Jack'a, łączy je w ciekawy splot fabularny. Fakt, że mniej więcej w połowie domyślamy się kim tak naprawdę jest Jack, jednak finał zaskakuje i to bardzo. Mało tego książka wręcz zachęca do poszerzenia swojej wiedzy na temat Burtona, Swinburne'a czy nawet Skaczącego Jacka. Zresztą sam Was zachęcam do tego bo dopiero czytając
materiały wygrzebane w sieci dotyczące tych osób możemy w pełni docenić kunszt i pracę jaką wykonał Mark Hodder.

"Burton i Swinburne w Dziwnej sprawie Skaczącego Jacka" to powieść rewelacyjna, z zaskakującą fabułą (zresztą połączoną w bardzo logiczny sposób z wydarzeniami znanymi z historii XIX wiecznej Anglii) i narracja prowadzoną po mistrzowsku. Urzeka swoim klimatem i przedstawiona historią. Szczerze polecam nie tylko fanom Steampunk'u (do których mogę się już oficjalnie zaliczać, bo te klimaty zaczęły mnie wciągać na dobre :D ) ale przede wszystkim dobrej literatury fantasy.

W moim rankingu książka ta stoi bardzo wysoko, nie tylko za piękne wydanie zaserwowane nam przez Fabrykę Słów, ale przede wszystkim za historię. I najlepsze w niej jest to, że kontynuacja już czeka u mnie na półce.


Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

środa, 19 lutego 2014

Ultima.pl - RZUT (Rad)OKIEM na promocje ;)

Uwielbiam promocje, zwłaszcza gier. Ostatnio ograniczam zakupywanie nowych tytułów po cenach premierowych niecnie czyhając na ich przecenę. Choć czasem zdarzają się wyjątki jak np. Might & Magic X: Legacy ( przez co też tak tu milczę - bo gram :P)

Jednak w większości staram się wyszukiwać tytuły, po atrakcyjnych cenach przeglądając oferty sklepów. Dziś wpadła mi w oko wyprzedaż na ultima.pl.
Gdzie to Medal of Honor (ten z 2010 roku, zresztą całkiem ciekawy tytuł) możemy kupić za 229,90 !! Ja wiem, że literówka, ale zabawna :D 



Ktoś się skusi ? 

Pozdrawiam i do następnego przeczytania. 

piątek, 7 lutego 2014

Miracle of Sound - Level 4 - Radok w Krainie muzyki

Dziś nietypowo, bo o muzyce będzie. Ogólnie poskąpiono mi talentów muzycznych. Moja kariera jako śpiewaka została zakończona nim na dobre się rozpoczęła jeszcze w szkole podstawowej brutalnie przerwana przez mutację. A zdolności czytania nut i przekładania ich na jakieś sensowne dźwięki jakoś nigdy nie nabyłem. Jednak muzykę uwielbiam, bo słuch jeszcze mam i czasem mi "coś tam w ucho wpadnie".
Ostatnio zaopatrzyłem się w najnowszy album Miracle of Sound o wymownym tytule Level 4.

Czym jest Miracle of Sound, zapytacie. Otóż to projekt stworzony przez genialnego jegomościa imieniem Gavin Dunne. Ten facet to dosłownie człowiek orkiestra, komponuje, nagrywa, śpiewa i łączy to w kompozycje, które sercu graczy powinny być bliskie. A to dlatego, że sam Gavin jest graczem, a jego utwory w głównej mierze są inspirowane grami. To właśnie on odpowiada za rewelacyjny utwór Commander Shepard. Zresztą posłuchajcie sami:



To dzięki tej piosence odkryłem Miracle of Sound i moje zauroczenie trwa do dziś, gdyż każdy album Gavina biorę praktycznie w ciemno. Autor w sposób niesamowity lawiruje pomiędzy gatunkami muzycznymi, nie obcy mu Rock, Metal, Dubstep. Według mnie kunsztem Gavin wykazał się nagrywając trzy piosenki inspirowane GTA V. Każdy utwór dedykowany jest innemu bohaterowi i każdy nagrany jest w innym stylu muzycznym! Franklinowi dedykowany jest utwór Drive, Trevor ma RAMPAGE !!!, a Michel ma Hard Cash. Tego trzeba posłuchać by zrozumieć.

Dla mnie hitem jest Digital Shadow dedykowany grze Watch Dogs:



Każdy album Miracle of Sound dla mnie to pozycja nr 1 na liście zakupów. Nie przeszkadza nawet fakt dystrybucji cyfrowej, choć prywatnie byłbym dumny mogąc na półce postawić płyty Miracle of Sound.
Jeśli jesteście fanami gier i macie otwarty umysł na muzykę to musicie poznać kanał Gavina na YouTube.

Dla mnie to muzyk idealny. Nie tylko sam komponuje, śpiewa i nagrywa, ale ma rewelacyjne wyczucie co do utworów dedykowanych grom i genialne poczucie humoru:



Dzięki takim ludziom jak Gavin wraca mi wiara w współczesnych twórców muzyki, którzy budują swoją karierę nie tylko na ładnej buzi i aferach wokół ich uzależnień ale robią to dzięki swojemu talentowi i muzyce.
Polecam Wam twórczość Gavina Dunne. Zerknijcie na kanał YouTube oraz na stronę Miracle of Sound, bo warto.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

środa, 5 lutego 2014

W poszukiwaniu czynnika M - Star Wars: Battlefront [PC]

I oto przed nami kolejny tekst dotyczący gier ze świat Star Wars. Dziś gra, która starała się pokazać Uniwersum Gwiezdnych Wojen z innego punktu widzenia, czyli genialny Battlefield... przepraszam, Battlefront w wersji na PC. Oczywiście opis ten powstał na zlecenie Manda'Yaim, czyli Polskiej Społeczności Mandalorian. Zapraszam.

Star Wars: Battlefront (złośliwie nazywane Star Wars: Battlefield - nie bez przyczyny zresztą) miało swoją premierę pod koniec roku 2004 na wiodące w ówczesnym czasie platformy. I jak dla mnie kupiło moje malutkie serduszko gracza od samego początku. NARESZCIE mogłem zagrać tymi "złymi" w białych pancerzach i dziesiątkować renegatów próbujących się oprzeć nieprzejednanej woli Imperatora w myśl fałszywej ideologii Starej republiki opartej o wyimaginowane poczucie wolności. A co! Mało tego, jakby Imperium mnie wcieliło w swoje szeregi to byle chłoptaś z jakiejś zapiaszczonej planety by mógł co najwyżej odganiać swoją farmę od Jawów, a nie Imperium obalać.
Nie było machanie świecącymi kijami od szczotek, była czysta kwintesencja potyczki ograniczonej do starć dwóch armii. I powiem Wam, że takie ukazanie Star Wars było genialne. 
Klon klona klonem pogania.Star Wars: Battlefront to wręcz kalka Battlefield'a. Co wręcz wyszło grze na dobre, bo korzystała i uczyła się od najlepszego przedstawiciela gatunku strzelanin po sieci w tamtym czasie(z góry przepraszam fanów Counter Strike'a -ale to ten typ rozgrywki był bliższy memu sercu ;) ) . Bo właśnie to była kwintesencja tej gry - potyczki sieciowe. fakt istniała opcja gry dla pojedynczego gracza. Jednak składała się ona z szeregu misji, mniej lub bardziej związanych z fabułą filmów lub walce z botami  celem poznania map ( co w porównaniu do obecnych tego typu gier i tak jest bardzo dużo jak dla samotnej rozgrywki).
Ciekawa konstrukcja map oraz zrównoważone klasy dawały naprawdę sporo radości. Można było (w przypadku mapy: Bespin - Platforms) nawet skorzystać z latających pojazdów jak X-Wing, czy Tie-Fighter lub wspierać naszych kolegów pilotów z poziomu gruntu ostrzeliwując wroga z dział stacjonarnych lub rakietami. Od czasu do czasu, na niektórych mapach pojawiał się jakiś bohater, który był raczej wsparciem niż grywalną postacią.
Klasy postaci, niezależnie od strony konfliktu skupiały się wokół: Żołnierza podstawowego (takie mięso armatnie z balsterem w ręku), Żołnierza z ciężką bronią (zazwyczaj była to jakaś rakietnica), Inżyniera (pełniącego ogólną rolę wsparcia sypiącego na około apteczkami i amunicją oraz  naprawiającego co się da - występującego w wariacji pilota), Snajpera (nazwa dość wymowna co do roli jaką pełni na polu bitwy) oraz Jednostki specjalnej (zazwyczaj dość mobilnej, jednak wyposażonej w ograniczenia dotyczące np. broni i jej skuteczności). W zależności od upodobań do stylu gry można było sobie dobrać klasę swojego wojaka. Tak teraz jak i w 2004 roku podział takie nie był niczym odkrywczym, był dobrym wykorzystaniem utartych schematów. 
Świat widziany oczami szturmowca.Graficznie gra dziś nie powala, jednak w 2004 roku Star Wars: Battlefront wyglądał bardzo dobrze. Zresztą do tej pory z sentymentem wspominam wielogodzinne bitwy, bo były one bardzo efektowne oraz nasycone klimatem i robiły ogromne wrażenie. Bitwa na Hoth, czy pojedynek na Bespin potrafiły rozbudzić wyobraźnię.
Samo nagłośnienie zasługuje na wyróżnienie, ale co się dziwić skoro to gra ze stajni LucasAtrs, co na dzień dobry gwarantuje wręcz orgastyczne odczucia audio. Fani Gwiezdnych Wojen, a zwłaszcza muzycznej strony Mocy znajdą w grze wiele miłych dla ucha motywów.
Ciekawostką były fragmenty filmów pojawiające się pomiędzy misjami w scenariuszu dla jednego gracza.
Pod kątem grafiki i oprawy muzycznej gra może dziś nie zachwyca (zdecydowanie lepiej prezentuje się druga część serii), ale ma swój urok.  
Czynnik M.I tu pojawia się dość ciekawa sytuacja. Gdyż z jednej strony nie uświadczymy tu ani Boby lub Jango Fett'a, ale pojawia się przecież cała frakcja Wielkiej Armii Republiki, która to była przecież genetycznymi klonami Jango (jak wszyscy wiemy - prawda?), a w związku z tym mamy też niemały udział Temuera Morrisona (Honorowego członka Manda'Yaim), który całej armii podłożył swój głos.
Zresztą sama rozgrywka w moim mniemaniu sprzyja iście Mandaloriańskim zadaniom. Bo jak wcześniej wspomniałem Star Wars: Battlefront obfituje walkę kontaktową, czyli kwintesencję wojny między kluczowymi frakcjami całej filmowej Sagi. A przecież to Mandalorianie robią najlepiej - walczą.  
Podsumowanie. Gra warta jest uwagi. Choć obecnie raczej pozostają nam jedynie potyczki po serwerach lokalnych lub z botami, bo chyba oficjalne wsparcie dla tego tytułu już dawno przestało istnieć. A powalczyć mamy gdzie bo do dyspozycji graczy jest 17 map, dobrze zaprojektowanych i posiadających masę filmowych smaczków. Sentymentalnie gra potrafi uwieść na długie godziny nawet teraz. Mandaloriaśnko, poza klonami i Temuerą Morrisonem oraz sposobem samej rozgrywki jest umiarkowanie.  
Od czasu kiedy pierwszy raz zagrałem w ten tytuł minęło naprawdę wiele czasu. A najciekawsze jest, że do tej gry nadal mam ogromny sentyment i czasem łapię się, że niektóre tytuły współczesne zwyczajnie porównuję do Battlefront'a. No cóż, może to magia sentymentu, ale tytuł ten w prywatnym moim rankingu strzelanin stoi na bardzo wysokiej i mocnej pozycji.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

wtorek, 4 lutego 2014

Promocja gier w Biedronce - CDP.pl rusza z giermaszem - RZUT (Rad)OKIEM na promocję

Już 10 lutego w sieciach sklepów Biedronka pojawią się tytuły z oferty CDP.pl. Niby nic, bo czasem za grosze można było w tych marketach znaleźć kilka tytułów, ale obecnie oferta obejmuje aż 274 tytuły w cenie 9,99 zł za sztukę. Jak dla mnie oferta dość ciekawa, zwłaszcza, że mam zamiar uzupełnić kolekcję o kilka tytułów. Poniżej pełna lista (uwaga... sporo tego):