Tegoroczne
E3 w moim odczuciu raczej nie obfitowało w zapowiedzi, które wywoływały by dreszcz na plecach. Miałem wrażenie, że targi te raczej miały za zadanie przypomnieć graczom o niektórych pozycjach zapowiedzianych rok temu. Bardzo żałuję, że nie pokazano materiałów z
Wasteland 2, czy Cyberpunk 2077. A zamiast tego uraczono nas wątpliwej jakości konferencjami.
Microsoft na swojej prezentacji w przeciwieństwie do zeszłego roku próbował przekonać graczy, że XBOX ONE to jednak konsola, a nie tylko rozbudowany tuner TV. Natomiast SONY wzięło kilka lekcji PR u konkurencji i spaprało całą konferencję radośnie prezentując listy od swoich fanów... Oczywiście gry też się pojawiły, ale były one raczej spodziewanymi tytułami niż niespodziankami, które moje serduszko gracza przyjęło by z szybszym biciem.
Uncharted 4 był jednym z takich pewniaków, które wkrótce pojawią się w ofercie.
Najbardziej pozytywnie chyba odebrałem prezentację Ubisoft (zwłaszcza z zapowiedzią
Assassin's Creed Unity). Największym dla mnie atutem prezentacji
The Division był fakt, że gra trafi jednak na PC, a nie tylko na konsole nowej generacji. Rozczarował mnie natomiast pokaz
Far Cry 4... Nowy antagonista szalenie przypomina mi Vaas'a z poprzedniej odsłony, ale to może tylko moje wrażenia - czas pokaże.
Poza tym miło prezentowała się konferencja Nintendo - wielka szkoda, ze żadna z tych gier oficjalnie nie ma szans trafić na nasz rynek. Bo najnowsza
Zelda prezentuje się wyjątkowo zacnie.
Jednak konferencją, która wywołała u mnie najwięcej kontrowersyjnych emocji była ta poświęcona produktom EA. Po zeszłym roku spodziewałem się zobaczyć grywalną wersję
Star Wars Battlefront, lub chociaż więcej konkretów na temat nowej odsłony
Mass Effect, czy choć by
Mirror's Edge 2. To nie. W większości pokazano "dzienniki developerskie" gdzie to twórcy chwalili się jakimi to są fanami serii nad którymi pracują. Serio! Pokazano kilka "gadających głów", fragmenty animacji opatrzone adnotacjami "pre-alpha" oraz szkice koncepcyjne.
Jednak szalę goryczy przelała zapowiedź
Battlefield: Hardline. Nigdy nie sądziłem, że EA pójdzie śladem Activision i serii
Call of Duty (z całym oczywiście szacunkiem - bo kampanie zazwyczaj są dość ciekawe w tych seriach). Ja myślałem, że premiera
Battlefield 4 była przedwczesna, ale by po roku wydać "kolejną" część i opatrzyć ją innym tytułem. To już bezczelność względem graczy.
EA ogłosiło jednocześnie zamknięte beta-testy dla wybranych - wystarczyło się tylko zgłosić. Oczywiście momentalnie zgłosiłem się do testów. Informację o udzielonym dostępie do bety co prawda otrzymałem po czterech dniach, ale zawsze.
Zastanawia mnie polityka EA. Ja rozumiem, że
Battlefield to kura znosząca złote jajka, ale takie wyciskanie z marki ostatnich soków tylko zrazi graczy. Tym
Battlefield odróżniał się od serii
CoD, że nie były to tytuły sztampowe różniące się tylko zestawem tekstur. A niestety
Hardline wygląda bardziej jak modyfikacja do
BF4 niż pełnoprawny tytuł.
Dlaczego EA nie wydało
BF4 jako dodatku do
Battlefield 3 zawierającego nową kampanie oraz nowe mapy? Dlaczego
Hardline jest przedstawiany jako pełnoprawny tytuł skoro NICZYM nie rożni się od poprzedniej części poza aspektami graficznymi?
Drogie EA, tak się serc graczy nie zdobywa. Owszem gra się w
Battlefield Hardline bardzo przyjemnie (spodobała mi się aranżacja ekranów ładowania w postaci serwisu informacyjnego), ale płacić za ten tytuł 120 zł to jest sporą przesadą. Grę kupię, ale w momencie jak będzie za 20 zł (zresztą podobne mam plany do
BF4), a póki co nie warto inwestować w ten tytuł, bo to co zrobiło teraz EA jest jawnym skokiem na kasę.
Pozdrawiam i do następnego przeczytania.