piątek, 31 stycznia 2014

W poszukiwaniu czynnika M - Star Wars: Bounty Hunter [PS2]

W ramach prac nad Encyklopedią Gier dla Polskiej Społeczności Mandalorian - Manda'Yaim zostałem zobowiązany do napisania tekstu na temat gry o dość wymownym tytule Bounty Hunter. Szybkie zakupy na serwisie aukcyjnym i wersja tego tytuły na PS2 trafiła w moje ręce. Po kilku chwilach z ta gra zacząłem się zastanawiać, jakim cudem wcześniej nie miałem z nią do czynienia.

Techniczny wstęp.
Nim przejdziemy do właściwego tekstu wstępnie chciałbym wyjaśnić kilka kwestii. Star Wars: Bounty Hunter została wydana na dwie konsole: Playstation 2 oraz Game Cube. Pomimo, że mam możliwość na swoim Wii odpalić tytuły z poprzedniej generacji konsol Nintendo to zdecydowałem się na zakup wersji na PS2. Dlatego, że moja konsola PS3 jest wstecznie kompatybilna, a dodatkowo posiada ciekawą opcję wygładzania grafiki, dzięki czemu gra wygląda zdecydowanie lepiej.  
My name is Fett, Jango Fett.
Star Wars: Bounty Hunter to tytuł wydany w 2002 roku głównie na konsole, przez co w naszym kraju raczej nie zdobył dla siebie należytego miejsca w annałach historii gier. A szkoda, bo gra nawet dekadę po swojej premierze jest warta uwagi. Gameplay przypomina ten znany z Star Wars Jedi Academy, pod tym kątem, że akcję obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby. W przeciwieństwie do wspomnianej Akademii Jedi nie dysponujemy tu Mocą czy elegancką bronią na bardziej cywilizowane czasy. Nie, tutaj wcielamy się (jak sam tytuł sugeruje) w łowcę nagród - Jango Fett'a. Do dyspozycji mamy oręż bardziej typowy dla Mandaloriańskiego twardziela. Mamy blastery, palniki, strzałki usypiające oraz linę. Dzięki takiemu wyposażeniu nasz Bounty Hunter może sporo nabroić w szeregach wrogów.  
Żywy lub martwy, idziesz ze mną.
Akcja gry rozgrywa się po wydarzeniach przedstawionych w Epizodzie I, a przed rozpoczęciem Epizodu II. Jango Fett jako łowca nagród ma za zadanie schwytać przestępcę imieniem Meeko Ghintee na zlecenie Rozatty. To pierwsze zlecenie staje się nie tylko tłem, co wprowadzeniem do wydarzeń przez jakie będziemy musieli przebrnąć. W trakcie wykonywania kolejnych zleceń     (m. in. tych od Darth'a Tyranusa) poznamy tło wydarzeń jakie swoje odzwierciedlenie będą miały w Ataku Klonów.  
Star Wars: Bounty Hunter to gra bardzo dynamiczna. Perspektywa trzeciej osoby sprawia, że walka wygląda wyjątkowo emocjonująco i jest satysfakcjonująca. Choć prywatnie początkowe etapy gry były dla mnie udręką, gdyż musiałem się przyzwyczaić do sterowania. Naprawdę nie wiem co kierowało twórcami gry by wykastrować ustawienia gry z możliwości odwrócenia osi poziomych w sterowaniu. Co w tym złego? Cholery jasnej dostawałem, gdy szybko chciałem zmienić widok i spojrzeć przykładowo w lewo (odchylając drążek sterowania odruchowo w tym kierunku), a kamera pokazywała mi przeciwną stronę. Oczywiście to kwestia przyzwyczajenia, ale do momentu zakodowania sobie tego w umyśle, dla mnie były to katusze i jednocześnie największa wada gry.  
Sama walka poza dynamiką wprowadza kilka ciekawych rozwiązań. Jako, że gramy jednym z lepszych łowców nagród, nasz bohater może schwytać dodatkowe cele. Nie jest to wymagane, a jedynie opcjonalne zadanie, ale cześć postaci poruszających się po planszach ma własne listy gończe. Korzystając ze specjalnego skanera sprawdzamy danego klienta. Jeśli jest na niego zlecenie zazwyczaj mamy dwie opcje, możemy poszukiwanego dostarczyć jako żywego (większa nagroda) lub martwego (kredytów za głowę będzie połowę mniej). Jak dla mnie bardzo klimatyczna zabawa i trzymająca poziom oraz w dość ciekawy wymuszający na graczu szukanie dość specyficznych "znajdziek"  
Star Wars: Bounty Hunter graficznie i dźwiękowo prezentuje się nad wyraz dobrze. Oczywiście tytuł postarzał się jednak zrobił to z godnością. Jakość tekstur nie razi po oczach, a wykonanie filmów może zaskoczyć, bo wyglądają naprawdę dobrze. Podobnie zresztą muzycznie i dźwiękowo prezentuje się bardzo dobrze co zresztą było wizytówką LucasArts. Smaczku dodaje również fakt, że głosu głównemu bohaterowi udziela Temuera Morrison, czyli filmowy Jango Fett i honorowy członek Manda'yaim.  
Być jak Jango Fett.
Ten tytuł jest kwintesencję tego co powinny mieć gry robione pod fanów Mandalorian. Nasycenie czynnikiem M jest tak gęste, że tytuł powinien być ogrywany obowiązkowo przez KAŻDEGO fana Mandalorian. Nieznanie tej gry powinno być powodem wręcz do wstydu. Star Wars Bounty Hunter to tytuł obowiązkowy. Nie tylko dlatego, że broni się genialnym systemem walki, bardzo dobrą grafiką i udźwiękowieniem ale przede wszystkim, że pozwala nam się wcielić w protoplastę wszystkich klonów i najtwardszego łowcę nagród w galaktyce. Prywatnie napiszę, że zaszczytem było dla mnie grać w tą grę i móc poczuć ten klimat. Bo polowanie na świetnie zaplanowanych mapach, połączone z dodatkowym wyłapywaniem zleceń daje naprawdę sporo satysfakcji. Tak, gra ma błędy. Praca kamery potrafi doprowadzić do pasji, ale gdy opanujemy sterowanie (a raczej przyzwyczaimy się do niego) czeka nas sporo godzin wyśmienitej zabawy. Jeśli uważasz się za fana gier i Mandalorian - to musisz mieć ta grę na półce. Musisz. 

Dla mnie w prywatnym rankingu Star Wars: Bounty Hunter zawędrował dość wysoko w rankingu gier. A przyznam, ze nie spodziewałem się tego, bo gra gdzieś lata temu mi zwyczajnie umknęła. gdybym miał wystawiać ocenę to była by to 5+/6. Dlaczego niepełna szóstka? Przez tą piekielną kamerę.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.



czwartek, 30 stycznia 2014

"Sprawa Colliniego" - Ferdinand von Schirach - Biblioteka Krainy

"Sprawa Colliniego" pióra Ferdinanda von Schiracha to trzecia książka tego autora jaką miałem okazję przeczytać ostatnimi czasy (głównie dzięki poleceniu i uprzejmości koleżanki Pauliny - dziękuję). Po dwóch poprzednich zbiorach opowiadań "Przestępstwo" i "Wina" zastanawiałem się, jak autor sprosta powieści, gdyż jego styl charakteryzuje się jałowością opisów. Na szczęście moje obawy były płonne, książka nie samymi opisami stoi. Liczy się historia. A ta jest tutaj wyjątkowo mocnym atutem.

"Sprawa Colliniego" zaczyna się od dość mocnego akcentu. Zresztą dość nietypowego jak na powieść kryminalną. Gdyż na pierwszych stronach poznajemy (przynajmniej z imienia i nazwiska) ofiarę oraz jej zabójcę. Mało tego nasz sprawca nie ucieka, nie zwodzi organów ścigania. Wręcz przeciwnie, sam przyczynia się do wezwania ich na miejsce zdarzenia. I niby czytelnik od razu dostaje od autora odpowiedź na pytanie "kto zabił" jednocześnie kastrując całą akcję o dochodzenie mające na celu wybadać sprawcę. Ale zabieg jest ten o tyle sprytny, że w naszej głowie rodzi się tysiące innych pytań, a przewodzi im jedno: "Dlaczego?".

Ponownie, jak w przypadku "Przestępstwa" i "Winy" akcję obserwujemy głównie z perspektywy adwokata, który za wszelką cenę chce odkryć motyw i uskutecznić obronę swojego klienta. Droga to długa i trudna oraz usiana ciekawymi zwrotami akcji. I więcej nie napiszę, gdyż musiał bym zdradzić, że tak naprawdę... :P

Mnie książka bardzo miło zaskoczyła. Autor nie stara się na siłę tworzyć opisów zaciemniających akcję i odwracających uwagę czytelnika od tego co naprawdę jest istotne w jego opowieści. Przedstawienie otoczenia i świata ma jedynie nakreślić w jakich okolicznościach pojawiają się bohaterowie. Kwintesencją jest jednak zawsze człowiek i jego dramat wewnętrzny prowadzący niekiedy do bardzo drastycznych rozwiązań.

"Sprawa Colliniego" zaskoczyła mnie swoim finałem. Pomimo, że w pewnym momencie motywy oskarżonego stają się jasne, a fakt narodowości autora dodaje całej książce dodatkowej pikanterii to finał nadal pozostawia człowieka z delikatnym odrętwieniem. Gdy odłożyłem książkę długo się jeszcze zastanawiałem jak ja bym postąpił w takiej sytuacji i czy motywy były słuszne, a może zabójstwo, nie ważne czym było by umotywowane i sprowokowane zawsze pozostanie zabójstwem... i gdzie do cholery jest granica ludzkiej przyzwoitości. Książka odpowiada na wiele pytań jakie pojawiają się po przeczytaniu pierwszego rozdziału, ale po zakończeniu lektury pojawia się szereg nowych.

Polecam "Sprawę Collinego" każdemu. Naprawdę każdemu. I mam pewność, że następne książki tego autora też chcę przeczytać, bo Ferdinand von Schirach ma rewelacyjny styl narracji oraz potrafi manewrować emocjami czytelnika.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

czwartek, 23 stycznia 2014

PlayStation Plus Luty 2014 - RZUT (Rad)OKIEM na nowości w usłudze SONY.

Już wkrótce, bo 29 stycznia 2014 roku na PlayStation Plus pojawią się kolejne nowości dla subskrybentów usługi.Tym razem będzie to naprawdę mocna porcja gier w tym dość ciekawy tytuł na PS4.

Poniżej wyszczególnione tytułu:
Outlast (5.02.2014) - PS4
Metro Last Light (29.01.2014) - PS3
Bioshock Infinite (29.01.2014) - PS3
Dynasty Warriors Next (29.01.2014) - PSV
ModNation Racers: Road Trip (29.01.2014) - PSV

Jak dla mnie bardzo mocna oferta. Zwłaszcza, że Outlast jest dość nowym tytułem. Jednak z racji tego, że to horror to nie mam zamiaru się za niego zabierać. Ale ostrze sobie ząbki na Metro Last Light oraz Bioshock Infinite i Dynasty Warrior Next.
Dużo ciekawych tytułów na luty Sony wrzuciło. Dobrze. Jednak jak tak dalej pójdzie to braknie im tytułów na Vitę i PS4

A Was jaki tytuł zaciekawił ?

Pozdrawiam i do następnego przeczytania. 

piątek, 17 stycznia 2014

"Przestępstwo"i "Wina" - Ferdinand von Schirach - Biblioteka Krainy

Nie jestem wielkim fanem powieści kryminalnych. Akcja rozwija się zazwyczaj powoli, rozwiązanie zagadki przeważnie znajduje się na ostatniej stronie (i kusi by przeczytać), a i tak ostatecznie okazuje się, że zabił kamerdyner. Jednak ostatnio intensywne przyswajanie serialu Castle (z rewelacyjnym w tytułowej roli Nathan'em Fillion'em) sprawiło, że dość przychylnym okiem popatrzyłem na ten gatunek literacki. Dodatkowo w ręce wpadły mi powieści pana Ferdinanda von Schiracha.

Pierwszy kontakt miałem z tomem opowiadań o tytule "Przestępstwo", a następnie szybciutko sięgnąłem po "Winę", która uzupełnia poprzedni tytuł o kilka dodatkowych historii.
Czym mnie ujęły opowiadania zawarte w tych książkach? Nie są to sztampowe historie o tym jak detektyw rozwiązuje sprawę korzystając z dedukcji i wytężając swoje szare komórki. Tutaj widzimy przestępstwo, winowajcę oraz toczące się postępowanie oczami adwokata.

Narrator opisuje sprawy w sposób surowy i rzeczowy. Nie uświadczymy tu bogatych opisów wszelkiej maści kwiatów rosnących na trawniku obok budynku sądu lub drzew gęsto porastających miejsce zbrodni. Opisy i cała zresztą narracja w "Przestępstwie" i "Winie" ogranicza się do podania dość suchych faktów na temat ofiary lub sprawcy. Następnie czytamy opis okoliczności i moment spotkania z narratorem (czyli adwokatem).
I właśnie ta surowość opisów przywodząca na myśl raport policyjny lub służbową notatkę sprawia, że czytelnik paradoksalnie doświadcza tragizmu postaci i potrafi się identyfikować z przedstawionymi bohaterami.

Często łapałem się, że po przeczytaniu jednego z opowiadań jeszcze dłuższą chwilę zastanawiałem się nad motywem jakim kierował się bohater lub pozostawałem z dość smutnymi refleksjami. Przestępstwo i Wina w dość prawdziwy i wiarygodny sposób opisują działania policji, prokuratury i sądów.
Najlepsze w tych opowiadaniach jest to, ze nie mamy tu przedstawionych czarno-białych postaci. Nie ma jednoznacznie powiedziane kto jest ten dobry, a kto jest ten zły.

Minimalistyczna forma, mnóstwo niedopowiedzeń i historie, które potrafią zszokować, tak w skrócie można opisać "Przestępstwo" i "Winę". To naprawdę kawał dobrej literatury, który polecam każdemu, kto lubi historie kryminalne.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

środa, 8 stycznia 2014

W poszukiwaniu czynnika M - Star Wars: Republic Commando [PC]

Ku mej niekrytej radości prace nad Encyklopedią Gier dla Polskiej Społeczności Mandalorian - Manda'Yaim trwają dalej. A co za tym idzie trafiła mi się okazja napisania o kolejnych kilku tytułach. Dziś gra dość szczególna dla mnie, ze względu na tematykę, wykonanie i historię. Przedstawiam Star Wars: Republic Commando opisaną moim subiektywnym zdaniem.

Star Wars: Republic Commando zadebiutowało na rynku w 2005 roku i zmieniło podejście do gier w klimatach Gwiezdnych Wojen. Nie było tu machających mieczami świetlnymi i wszechmocnych Rycerzy Jedi, czy Sithów (znaczy się byli, ale to nie oni byli głównymi bohaterami), nie patrzyliśmy również na pole bitwy oczami szeregowego żołdaka, w potyczkach sieciowych. Jak sam tytuł wskazuje dane nam było wcielić się w Komandosa Republiki. Najlepszego z najlepszych, specjalistę od zadań niewykonalnych, specjalnie wyhodowanego i wyszkolonego klona z Oddziału Delta.   
Sev, Scorch, Fixer... i ja.  
Naszemu głównemu bohaterowi (nazywanemu wymownie Boss) towarzyszymy od momentu uzyskania świadomości w komorze w której dojrzewał, jako klon Jango Fett'a. Następnie widzimy kilka wycinków z jego wczesnego życia, treningu, otrzymania pancerza Katarn... hełmu. Poznajemy naszych towarzyszy broni i braci, z którymi przyjdzie nam ruszyć w bój 
A zaczynamy z przytupem, bo od pierwszej wielkiej bitwy Wielkiej Armii Republiki, czyli Genosis. Jednak nie walczymy w pierwszej linii, naszym zadaniem jest infiltracja, sabotaż i eliminacja celów o wysokim znaczeniu. Powiadają, że komandosi są w stanie sami wygrać wojnę. I coś jest w tym stwierdzeniu, gdyż Oddział Delta zrzucony na tyły wroga potrafi sporo nabroić w szeregach wrażych sił. Misje są dynamiczne i obfitują w zróżnicowane zadania. Na szczęście nasi towarzysze broni są odpowiednio wyspecjalizowani i przygotowani. Fixer jest lojalnym żołnierzem i genialnym hakerem, Sev to urodzony morderca i rewelacyjny strzelec wyborowy, a Scorch pełni rolę eksperta od materiałów wybuchowych oraz potrafi rozładować atmosferę swoimi często trafnymi i dowcipnymi  komentarzami. Historia jest może i banalna, bo to oddział komandosów ma zapewnić wsparcie Wielkiej Armii Republiki sabotując działania wroga na jego tyłach. Jednak w następnych rozdziałach mamy okazję odwiedzić zagubiony okręt Republiki i odkryć jego mroczną tajemnicę (i tu kłania się klimat Obcego) lub przygotować inwazję i zjednać sobie sojuszników na Kashyyk. Wszystkie wydarzenia dzieją się w tle filmowego "Ataku Klonów" i kończą się mniej więcej przed "Zemstą Sithów". Wszystko w gęstym i miodnym klimacie taktycznej strzelaniny z pierwszej osoby. Gdyż nie tylko liczą się nasze umiejętności walki ale również rozeznanie w sytuacji, bo to my jesteśmy dowódcą i to my musimy wydawać naszym podkomendnym odpowiednie rozkazy. A tych mamy kilka, od zajęcia pozycji snajperskiej, przez hakowanie urządzeń i podkładanie ładunków burzących po oczyszczanie pomieszczeń.
Gdybym musiał porównać grę do jakiegoś starszego tytułu to przypomina ona SWAT 3 i Rainbow Six. Gdyby nie perspektywa pierwszej osoby można pokusić się o porównanie jej do Ghost Recon: Future Soldier.
Gdy pierwszy raz miałem okazję odpalić ten tytuł (a było to na długo przed tym jak miałem okazję przeczytać książki o Komandosach Republiki) kupił mnie klimat tej produkcji.  
 
Oczami klona. 
Oprawa wizualna pomimo tego, że nadgryzł ją już ząb czasu nadal potrafi cieszyć oko. Zwłaszcza drobnymi szczegółami jak perspektywa z wnętrza hełmu klona oraz interfejsem tam zamontowanym. Mnie prywatnie ucieszył drobiazg w postaci "wycieraczki" pojawiający się w momencie gdy nasz wizjer jest już dostatecznie upaćkany wydzielinami z ciał oponentów. Niby drobiazg, a cieszy.
Udźwiękowienie, jak przystało na produkcje LucasArts jest na tak wysokim poziomie, że soundtrack z tej gry można traktować na równi z tymi z Klasycznej Trylogii. Same głosy postaci to istny majstersztyk, mroczny głos Sev'a, lekkie komentarze Scorcha i zwięzły oraz żołnierski ton Fixer'a dopełniają klimatu. Jednak perełką jest głos Boss'a, gdyż podkłada go sam odtwórca Jango Fett'a - Temuera Morrison (jednocześnie honorowy członek Polskiej Społeczności Mandalorian - Manda'Yaim). 
 
Vode an 
Star Wars: Republic Commando to najbardziej Mandaloriańska gra w jaką kiedykolwiek grałem. Jest to tytuł, który szanujący się fan Mandalorian i ich kultury powinien mieć. Dlaczego? Zacznijmy od klimatu. Działania wyspecjalizowanych grup klonów-komandosów szkolonych przez Mandalorian. Walka ramię w ramię z naszymi nomen omen braćmi, nie tylko broni. Dodatkowo możliwość popatrzenia na wirtualny świat zza wizjera o dość charakterystycznym kształcie. Dynamika starć, wspieranie się komandosów oraz sam charakter misji tworzą tytuł w który warto zagrać. Historia, pomimo tego, że nie bryluje oryginalnością jest wciągająca i kończy się wyjątkowo mocnym akcentem.
Poza tym ścieżka dźwiękowa z utworem o dość wymownym tytule "Vode an" (co w przełożeniu z Mando'a oznacza mniej więcej - "Bracia wszyscy") i głosem Temuery Morrisona tylko pogłębia ten jedyny w swoim rodzaju klimat.
Nasycenie czynnikiem M, świadczącym o swojej wartości dla osób lubujących się w kulturze Mandaloriań jest tak ogromne, że wychodzi z każdego piksela na ekranie. To naprawdę mocy tytuł broniący się dodatkowo swoją grywalnością . Oczywiście Republic Commando nie jest pozbawiona wad, jednak jej zalety i niepowtarzalność choć na chwilę pozwolą  się wcielić  w ciało żołnierza do zadań specjalnych wyhodowanego z DNA Jango Fett'a. 


Dla mnie Star Wars: Republic Commando jest tytułem do którego wracam, pomimo wcześniejszego ukończenia go. Bo przyjemność z usłyszenia tej muzyki, głosów i poczucia tego klimatu jest bezcenna. Zwłaszcza jeśli jest się członkiem Manda'Yaim ;) oraz fanem wszystkiego co z Mandalorianami związane.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

środa, 1 stycznia 2014

Czas refleksji, spełnione marzenia, gorycz rozczarowania... podsumowanie 2013 w Krainie Radoka

Za nami już  rok 2013. Był to dobry rok dla graczy i zostanie zapamiętany głównie jako rok Nowej Generacji, gdyż na scenie zadebiutowały PS4 i XBOX One (choć ta druga konsola nie w Polsce). Dla mnie, pomimo kilku niespełnionych nadziei jakie snułem początkiem 2013 był to naprawdę wspaniały rok. Biblioteczka gier wzbogaciła mi się dzięki kilku ciekawym akcjom (głównie ze strony muve.pl i ich Wiosnobraniu i Zimobraniu) o tytuły naprawdę mocne. Bardzo ucieszyły mnie takie marki jak Don't Starve (który to tytuł wyjątkowo się spodobał mojej córce), Mark of the Ninja, Space Hulk na które to bardzo liczyłem w tym roku. Zaskoczeniem dla mnie i w zasadzie prywatną grą roku stał się dla mnie XCOM: Enemy Unknown.

Natomiast odkryciem 2013 jest przygodówka, którą znalazłem w dwóch ostatnich numerach CD-Action, czyli The Raven Ep. 1 i Ep. 2. W zasadzie czekam z niecierpliwością na Ep. 3 :D
Wspaniałe chwile spędziłem ze Star Wars: The Old Republic i nadal mam tam zamiar spędzać czas, bo gra jak to MMO wciąga.

Do sukcesów 2013 roku muszę zaliczyć zwiększoną liczbę wyświetleń. Między innymi chciałbym podziękować za ten stan rzeczy mojej małżonce, która to dzielnie wspierała mnie w redagowaniu serwisu oraz prowadzeniu fanpage'a na facebook. Druga osoba, która się przyczyniła do tego, że Kraina zaistniała to Patryk "ROJO" Rojewski (tak, ten sam), który to polecił Krainę w jednym w swoich programów:
http://www.youtube.com/watch?v=ao6Ft9oNXWg
Była to chyba jedna z milszych rzeczy jakie miałem okazję oglądać na YouTube ;)

Do porażek, a raczej rozczarowań mijającego roku zanotować muszę zdecydowanie premierę PS4, która u mnie wywołała raczej pusty śmiech. Z niekrytym zdziwieniem przyjąłem decyzję Ubisoft o wstrzymaniu premiery Watch Dogs (gry, którą to właśnie chciałem ogrywać na PS4, grę dla której chciałem kupić PS4).
A potem o przesunięciu premiery DriveClub. W tym momencie PS4 straciło dla mnie priorytet. Ja poczekam do 2014... na lepsze gry, bo teraz najnowsza konsola SONY nie ma nic czym mogła by mnie zainteresować. Konsola to gry, a tych na razie na PS4 nie widać.

Rok 2013 zaowocował również kilkoma decyzjami związanymi z moją biblioteczką gier, a przez to i moją kupką wstydu. Gier mi się nazbierało, zatem zakasałem rękawy i kilka tytułów ukończyłem m. in. Uncharted: Drake's Fortune, który to swoje wyleżał w półce.
Również nazbierało mi się sporo książek do przeczytania. Natłok pracy, starych gier oraz ilość książek do czytania sprawiły, że z radością przywitałem możliwość zasilenia Krainy tekstami związanymi z moim odkopywaniem się w poszczególnych kupkach wstydu.

Czymże byłoby podsumowanie roku, bez snucia planów na nadchodzący 2014 rok? Może w połowie roku zdecyduję się na zakup PS4... choć takiego ciśnienia nie mam. Na pewno do listy gier "muszę mieć" dopisuję dodatek XCOM, jednak nie w cenie 90 zł. Poczekam... jestem cierpliwym graczem.
W zasadzie rok 2014 to oczekiwanie na Watch Dogs, mam nadzieję, że będzie warto.
A jaki będzie ten rok dla Krainy? Zobaczymy. Gdyż Krainę muszę dzielić miedzy obowiązki zawodowe, ojcowskie oraz czasem trzeba w coś zagrać lub przeczytać by móc o tym tu napisać.

Wszystkim chciałbym życzyć by ten nowy rok był lepszy od mijającego.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.