czwartek, 31 stycznia 2013

RZUT (Rad)OKIEM - Don't Starve

Produkcją, która zwróciła moją uwagę ostatnimi czasy jest niezależny tytuł Don't Starve. Ta nietypowa w swej stylistyce gra Klei Entertainment potrafi przykuć uwagę dość ciekawym pomysłem na rozgrywkę. Naszym zadaniem jest ... przetrwać jak najdłużej w dość niedogodnych warunkach środowiska. Pierwszy mój kontakt z tą produkcją to były gameplay'e umieszczone w serwisie YouTube oraz informacje zamieszczone w serwisie Steam. Okazuje się, że grę można przetestować za pomocą przeglądarki internetowej Chorme. Wystarczy skorzystać z aplikacji Chrome Web Store i można cieszyć się wersją demonstracyjną gry, przez jakieś 17 minut. Niestety wersja ta posiada własnie takie minutowe ograniczenie czasowe. Ponoć osoby, które wcześniej skorzystały z bety tej gry nie mają takich ograniczeń. Drugim sposobem na zagranie w tą produkcję (już teraz) jest zakup obecnej wersji (premiera zapowiedziana jest na marzec 2013) poprzez wspomniany Chrome Web Store (wydatek około 12 $) lub Steam (wydatek 12 euro). Jako gratis dostajemy drugi klucz dla innego gracza. Ponoć istnieją rozbieżności między wersją zakupioną poprzez Chrome (gra uruchamiania jest spod poziomu przeglądarki), a tą ze Steam. Podobno niemożliwością jest wykorzystanie kodu zakupionego w jednej platformie w drugiej. Jednak gdy uważnie przejrzymy opcje, dokonując zakupu poprzez Chrome, możemy uzyskać klucz do Steam. Zatem na razie informacji tych nie potwierdzam, bo jako takiej gry jeszcze nie kupiłem. Ale powoli dorastam do tej decyzji.
Jak się w to gra? Pierwsze wrażenie jest rewelacyjne. Graficzny styl zahaczający o groteskę i klimaty horrorów z lat 30-tych ubiegłego wieku oraz charakterystyczne projekty postaci wyglądające jak rysowane ołówkiem sprawiają, że gra wydaje się być bura i bardzo ponura, jednak animacja postaci oraz środowiska równoważy to.
Don't Starve jest produkcją  która w brutalny sposób karze błędne decyzje gracza. Zginać tu łatwiej niż w pierwszej części Police Quest. W ciągu tych 17 minut gry (czyli około dwóch dni czasu gry) zdarzyło mi się zaliczyć kilka razy zgon, bo głupio zapędziłem się w dzikie rejony wyspy.
Czy warto zagrać w ten tytuł? Tak, warto. Nie jest to realistyczny symulator rozbitka, nie jest to też produkcja w stylu Harvest Moon (zdecydowanie mniej wymagająca, zdobywcy "złotej siekiery" będą wiedzieć o co chodzi ;) ), czy Lost in Blue na DS. Choć bardzo przypomina oba tytuły i rządzi się podobnymi prawami (związek przyczynowo-skutkowy, czyli dopóki nie wykonasz konkretnej czynności nie będziesz mógł zrobić dalszych postępów w grze).
Prywatnie polecam. Bo obecnie w serwisie Steam, gra jest przeceniona na około 12 euro. Ale czy za jakiś czas cena nie spadnie?

Pozdrawiam i do następnego przeczytania

czwartek, 24 stycznia 2013

RZUT (Rad)OKIEM - The Elder Scrolls Online

Bethesda Softworks zasłynęła serią gier RPG pod wspólnym tytułem The Elder Scrolls. Ostatnia odsłona cyklu, czyli Skyrim jest jeszcze dość świeża (i nawiasem mówiąc wspaniale grywalna, jak zresztą jej poprzedniczki), a tu już pojawiają się zapowiedzi kolejnego tytułu  Ale tytuł to jakże odmienny. Osobom, które miały styczność z grami The Elder Scrolls wiadome jest, że są to produkcje dla samotnych graczy. Rozbudowany scenariusz dla naszego herosa oraz setki zadań pobocznych (czasem skutecznie odciągających nas od głównej linii fabularnej) zawsze skupiały się na postaci samotnego gracza (pewnym odstępstwem od tej reguły okazał się Skyrim, gdzie to dostaliśmy kompana kierowanego przez AI). Zresztą podejrzewam, nie bez przyczyny tak to było zorganizowane, bo to uniwersum najlepiej było smakować w samotności.
Jednak podążając z duchem czasu Bethesda Softworks postanowiła zawojować rynek gier MMO. Mam nadzieję, że zrobią to z większym wyczuciem niż twórcy The Old Republic (w którą to produkcję prywatnie ostatnio namiętnie gram), gdzie to rzucili się z motyką na World of Warcraft. Poza rewelacyjnie stworzonym światem, The Elder Scrolls oferowało nam wiele ciekawych rozwiązań i dość dużo swobody w działaniu. Zresztą sam podział na klasy i specjalizacje naszego bohatera był dość płynny. W Morrowind spotykaliśmy się jeszcze z podziałem na klasy ( w liczbie od której kręciło się w głowie), a w Oblivionie i wspomnianym już Skyrim nasza klasa i specjalizacja zależy od tego czego w danym momencie używamy. Bez przeszkód można stworzyć biegłego w magii wojownika walczącego dwuręcznym toporem. Jak ta kwestia zostanie rozwiązana w nadchodzącym tytule i czy będzie to tytuł z płatnym abonamentem... przekonamy się już niebawem. A póki co, Bethesda Softworks zaprasza nas do wzięcia udziału w beta-testach tytułu (oznacza to, że produkcja jest w dość zaawansowanej fazie) na stronie, gdzie trzeba wypełnić odpowiedni formularz i liczyć na szczęście.
Oficjalnym zaproszeniem do beta-testów jest trailer The Elder Scrolls Online wypuszczony niedawno do sieci.  Zresztą zobaczcie sami:

Patrząc na ten trailer, zastanawia mnie, poza faktem jak zdobyć w grze tak rewelacyjną czarno-złotą zbroje tego łucznika, czy aby akcja gry nie przeniesie nas w przeszłość. Dlaczego? Czyżby ten brodaty wojownik był Dwemerem? Trailer zaostrza apetyt na tą produkcję. Laures już czeka z niecierpliwością, bo jest wielką fanką tej serii. A wy?

Pozdrawiam i do następnego przeczytania

poniedziałek, 21 stycznia 2013

"Gry za grosze" - Championship Manager 2010

Piłka nożna to wymagający sport, co wyraźnie widać po staraniach jakie podejmuje nasza reprezentacja. Jednak mylił by się ten kto powie, że mecz wygrywa gwiazda i solista. Nie. Mecz wygrywa drużyna. Zespól graczy, trenerów i całego zaplecza technicznego zarządzany przez menadżera. Ponieważ nigdy nie byłem specjalistą od gry w piłkę, zwłaszcza gdy dane mi było biegać po boisku, z daleka omijałem takie tytuły jak kolejne odsłony serii FIFA. Jednak będąc na studiach, mój znajomy podpisujący się wtedy pseudonimem"Junior" napomknął coś o grze przeglądarkowej Managerzone. Zabawa w zarządcę drużyny piłkarskiej (później też hokejowej) na tamten czas była przednia. Jednak lata mijały i czas jaki można było poświecić na doglądanie swoich zespołów zaczął się kurczyć i kolidować z innymi wydarzeniami. I tu z pomocą przyszły gry będące nazwane Menadżerami Piłkarskimi.

Tytuł, który przykuł moją uwagę swego czasu na muve.pl to Championship Manager 2010. Dlaczego? Przede wszystkim jakość wykonania tego tytułu oraz mnogość opcji jakie oferuje, zapowiadał długie posiedzenia przy komputerze, poza tym cena za jaką go nabyłem była wręcz nieprzyzwoita. Gra kosztowała mnie 5 zł i to bez kosztów przesyłki. Przecena była wręcz porażająca bo sprzedawca odjął 95 zł z ceny gry. Wstyd było nie skorzystać.

Co zatem dostajemy w Edycji Specjalnej tego tytułu? Grę w wersji z 2010 roku, razem z aktualnymi na tamten czas stanami tabel i drużyn, możliwość pobrania aktualizacji danych dotyczących rozgrywek na świecie, obszerny poradnik, notes i ołówek z logo gry (o dziwo przydatna rzecz).

Gra, w przeciwieństwie do tytułów przygodowych, akcji, czy strategii nie oferuje nam scenariusza. Ot, zwyczajnie tworzymy swój profil, wybieramy wiek, narodowość i klub do jakiego chcemy przystąpić i zaczyna się nasza kariera. Przejmujemy klub, organizujemy konferencje prasowe, wysyłamy scout'ów celem zwerbowania zawodników, trenujemy kadrę i zarządzamy by wykonać cele postawione nam przez przełożonych (zazwyczaj jest to awans to wyższej ligi lub określone zwycięstwo).

Plus dla tego tytułu jest taki, że Championship Manager 2010 jest przeogromny. Już pierwsze odpalenie gry (bez wcześniejszego zajrzenia do poradnika) dla totalnego nowicjusza będzie powalające bo przed naszymi oczami ukazuje się ... interfejs zarządzania każdym najdrobniejszym trybem naszej drużyny piłkarskiej. Nawet jest program pocztowy, w którym wymieniamy dość aktywnie korespondencję.
Gdy już w mniejszym lub większym stopniu zorientujemy się co i jak oraz zaangażujemy jakiś mecz (ustalimy odpowiednią taktykę, przeanalizujemy zachowanie zawodników oraz odpowiednio ich zmotywujemy) przechodzimy do oglądania jak to naszym podopiecznym idzie. Relacje pokazywane są na całkiem sympatycznym silniku 3D i potrafią przysporzyć sporo emocji. 

Championship Manager 2010 to dość specyficzny rodzaj rozrywki. Bardzo statyczny i wymagający skupienia, przebijania się przez setki stron tabel oraz tekstu, a także odpowiedniego zarządzania zasobami ludzkimi. Nie jest to produkcja dla każdego, ale osoby lubujące się w tego typu rozgrywce będą usatysfakcjonowane. Grę polecam pomimo, że troszkę się zdezaktualizowała pod kątem danych. Jeśli kiedykolwiek muve.pl lub inny sklep wstawi ją w promocji, bierzcie w ciemno, bo naprawdę warto.

Moja ocena to 4/6. Rewelacyjny (i trudny) symulator, wymagający od gracza skupienia i poświęcenia mu sporo uwagi. Ale za to odwdzięcza się ogromną dawką satysfakcji i czysto sportowych emocji.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.



Torchlight 2 - Uzupełnienie:

Ostatnio, po opublikowaniu mojej recenzji Torchlight 2, zwrócono mi uwagę, że pominąłem kilka ważnych i udoskonalonych aspektów w stosunku do pierwszej części gry. O co dokładnie chodzi? Nasz zwierzęcy towarzysz. Druga część gry wprowadziła, poza kilkoma dodatkowymi gatunkami (borsuk, jastrząb i jakiś smok) usprawnienie polegające na tym, że nasz zwierzaczek zdecydowanie sprawniej radzi sobie w walce z przeciwnikami. Gryząc, drapiąc i kto wie co tam jeszcze wyprawiając zwierzak często u mnie dobijał te stwory, które oddaliły się z pola bitwy. Poza tym nasz towarzysz to dodatkowy plecak, w którym możemy gromadzić ekwipunek na sprzedaż. i podobnie jak w Torchlight wysłać naszego ulubieńca do miasta, by spieniężył nadmiar żelastwa zalegający nam w sakwach.
Kolejnym usprawnieniem jest system zaklinania i wrzucania wszelkich kamieni lub okruchów Żaru do naszej broni. Choć przyznać się muszę, że cząstki Żaru bardzo skromnie umieszczałem w   broni czy pancerzu, to z zaklinania korzystałem dość często. Aby zakląć przedmiot musimy odbyć spacerek lub skorzystać z odpowiedniego zwoju i udać się do miasta. Tam należy odszukać odpowiednią osobę, wybrać przedmiot, zapłacić ... i liczyć na szczęście. Mnie zazwyczaj sprzyjało, bo efekt zadowalał mnie w pełni, ale to jakie zaklęcie nam się wygeneruje jest w pełni losowe. Jeśli już zdecydujemy się wcisnąć do broni lub pancerza jakiś kawałek Żaru to musimy się liczyć, że jest to zazwyczaj zabieg permanentny. Tutaj nie musimy udawać się do miasta, a zwyczajnie "kliknąć" i "przeciągnąć" kryształ do wybranego przedmiotu z wolnym miejscem. Oczywiście jest też opcja odzyskania kamienia lub broni, ale wiąże się to z wizyta u specjalistów, ze zniszczeniem broni, jeśli chcemy kamień lub odwrotnie. Cały system jest tak intuicyjny, że odnaleźć się w tym można już po kilku minutach grania.
Podobnie jak system generowania przedmiotów. Ekwipunek sypie się z pokonanych wrogów w takich ilościach, że czasem nie zaglądałem nawet do handlarzy. I najważniejsze to, że statystyki oraz zdolności zazwyczaj są dopasowane do naszej postaci i stylu gry.
Naprawdę warto zakupić ten tytuł i móc rozkoszować się czystą, miodną i wyjątkowo prostą mechanika gry dającą tyle radości.

Pozdrawiam Serdecznie

czwartek, 17 stycznia 2013

"Gry za grosze" - Torchlight 2

Okłada pochodzi ze strony wydawcy,
gdy gra nie posiadała jeszcze
polskiej wersji językowej. 
Jedną z większych premier w roku 2012 było wydanie Diablo III. Jednocześnie było to dość duże rozczarowanie dla wielu graczy. Duże zainteresowanie tym tytułem sprawiło pojawienie się kuriozalnych sytuacji w postaci kolejek w sklepach oraz szalenie wyśrubowanych cen (zdarzyło się, że w jednym ze sklepów z grami komputerowymi i planszowymi młody gracz wyłuskał 300 zł na jeden z ostatnich egzemplarzy gry w moim mieście), oraz problemami z połączeniem się. Minęło kilka miesięcy i gra zalewa półki, cena oscyluje na poziomie 170 do 199 zł, kolejne patche coś tam naprawiają, coś tam psują. Gra ma swój czar, ale Laures i mnie nie skusiła (póki co, może w przyszłości), zresztą ku zdziwieniu naszego kolegi.

Za to zauroczył nas tytuł, który cichaczem i bokiem wszedł na scenę. Mowa o Torchlight 2. Gra jest dla mnie fenomenem. Tworzona jest przez zespół ludzi, którzy maczali palce w Diablo i Diablo 2 co widać praktycznie na każdym kroku począwszy od muzyki, poprzez klasy postaci, mechanikę oraz nawet grafikę.


Torchlight 2 jest rewelacyjną produkcją typu hack 'n'slash, w której tło fabularne jest tylko pretekstem do przedzierania się przez kolejne hordy potworów na następujących po sobie planszach. Mechanika i zasady rządzące się tym tytułem niczym praktycznie nie różnią się od poprzedniczki i od gier tego typu. Grę usprawniono, wprowadzając m. in. współpracę kilku graczy, dodano nowe klasy, zmodyfikowano troszkę rozgrywkę i poprawiono grafikę.

Grając w Torchlight (który wpadł w moje ręce za sprawą CD-Action) oraz Torchlight 2 mam wrażenie, że twórcy chcieli utrzeć nosa Blizzardowi i serii Diablo. Wydali grę o bardzo specyficznej stylizacji, łączącej w sobie iście komiksowe przerysowanie postaci z krainami fantasy, a w drugiej części zahaczające o klimaty steampunk. Gra jest kolorowa i dynamiczna, ale szalenie brutalna i w odróżnieniu do Magicka nie karze gracza za najmniejszy błąd. Posoka czasem w dość groteskowy sposób potrafi ozdobić okoliczne ściany, a oponenci pod gradem ciosów wręcz rozpadają się na części pierwsze. Zatem niech nikogo nie zmyli komiksowo-bajkowa stylizacja... ta gra to kawał krwistego mięcha. Gra się w to naprawdę rewelacyjnie, a na ekranie potrafi się tyle dziać, że czasem ciężko się zorientować, gdzie sojusznicy, gdzie wrogowie.

Historia Torchlight 2 jest kontynuacją wydarzeń z poprzedniej części gry. W wielkim skrócie, by nie psuć niespodzianki, naszym herosom po pokonaniu wielkiego zła coś nie wyszło. A dokładnie Alchemik (którym zresztą miałem okazję grać w Torchlight), coś przedobrzył i to właśnie on staje się naszym głównym powodem do dziesiątkowania setek maszkar nawiedzających świat. A my jako początkujący łowca przygód na zlecenie jego dawnych kompanów (czyli postaci z pierwszej części gry) ruszamy w bój. Czy czegoś potrzeba więcej w takim tytule? Mamy jasno i wyraźnie nakreślony cel na końcu drogi, którym jest wielki arcywróg, a po drodze szereg mniejszych zadań do wykonania.

Radocha jaka płynie z nabijania kolejnych poziomów jest przeogromna, zresztą sam mechanizm jest rozwoju postaci jest banalnie prosty. Za każdym razem, gdy zwiększamy poziom doświadczenia otrzymujemy 5 punktów na rozdysponowanie wśród naszej siły, zdrowia i innych atrybutów oraz punkt na dodatkową zdolność specjalną (zresztą warto wykonywać zadania poboczne, które wpływają na wzrost naszej sławy, gdyż z każdym poziomem dostajemy również dodatkowy punkt na zdolności specjalne). Drzewek rozwoju są trzy dla każdej z klas. Wszystko jest tak klarownie rozpisane, że taki laik jak ja odnalazł się w tym bez trudu i mój Berserker wpada w bój niczym wściekły ogar i rozdaje razy na prawo i lewo. Zresztą klasy są też całkiem fajnie pomyślane i mam wrażenie, że ekipa składająca się z czterech graczy wyspecjalizowanych w osobnych klasach mogła by wrogami całkiem nieźle pozamiatać na polu bitwy.

A co oddano nam do dyspozycji? mamy wspomnianego już Berserka, który urzekł mnie swoim zachowaniem w menu wyboru postaci. Postać kontaktowa o bardzo wysokich możliwościach walki wręcz. Żarodziej są niczym mobilne stanowiska ogniowe siejące spustoszenie wokoło. Inżynier to klasa, która swoim wyglądem chyba najbardziej nawiązuje do realiów stempunku to idealny ciężkozbrojny osobnik do walki w pierwszej linii frontu mający na sobie skupić jak najwięcej uwagi przeciwnika. Łowca to znowuż klasa postaci zajmująca się zasypywanie wroga ołowiem i szybkimi atakami z dystansu.

Największą zaletą gry, poza miodnością, jest cena. Obecnie oscyluje ona w okolicach 70 zł co przy cenie Diablo 3 jest wręcz kwotą śmieszną. A zważywszy na fakt pojawienia się czasem promocji rzędu 50%, nie powinno dziwić, że pierwszego Torchlighta 2 kupiliśmy na muve.pl, a drugi klucz już na Steam. I w sumie wydaliśmy około 70 zł za dwie gry, dzięki czemu razem z Laures możemy wspólnie przemierzać ten cudowny świat.

Podsumowując, gra zasługuje na ocenę 5/6. Pomimo, że ma naiwny do bólu scenariusz, że zdarzył się drobny zgrzyt na linii Cenega, fani-tłumacze (nagłe pojawienie się polskiej wersji językowej zaskoczyło) i kilku drobnych uchybień, czy to specyficznej grafiki, która może, acz nie musi się podobać. Tytuł zasługuje na zaszczytne miejsce w panteonie gier, za swój fenomen i za fakt, że pokazał co niektórym, że dobry tytuł obroni się sam. Myślę, że kiedyś, w przyszłości  pewnie się przeproszę z Diablo 3, ale póki co to Torchlight 2 zdobył moje serce. Osobiście polecam jako idealny tytuł do odreagowania ciężkiego dnia w szkole, pracy czy na uczelni.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.



środa, 16 stycznia 2013

RZUT (Rad)OKIEM - 2013

Ostatnio przy okazji wspomnienia o najnowszej produkcji CD Projekt RED Cyberpunk 2077, zacząłem się zastanawiać na jaką grę czekam w 2013 roku. Pierwotnie wytypowałem kilka tytułów, ale zaraz potem szybko je zweryfikowałem. Taki Splinter Cell: Blacklist, niby to Sam Fisher, ale jednak czegoś mu tam brakuje. Pomimo tego, że jestem wielkim fanem całej serii ta gra zupełnie mnie nie przekonuje. Obawiam się, że zmiana konwencji w oczach starych fanów zuboży produkcję, ale to wybór marketingowców. Gra niestety spadła u mnie z listy.

Remember me początkowo zapowiadał się na grę oryginalną, łączącą w sobie cyberpunk i zabawę wspomnieniami, a całość okraszona miała być cudowną rozgrywką w otwartym świecie. Ostatnie doniesienia zmroziły mi krew w żyłach. Otóż twórcy gry zaserwują nam grę akcji, w której według zapowiedzi zrezygnowano z otwartego świata na rzecz bardziej dynamicznej rozgrywki. Litości, ja chcę otwarty świat, a nie głupiutką i liniową do bólu siekę w stylu Cal of Duty z oryginalnymi elementami. Kolejny spadek.

Pomimo całego mojego sentymentu do postaci Lary Croft i serii Tomb Raider (z kultową dla mnie częścią drugą - nie ma to jak popływać w kanałach Wenecji) jakoś odświeżenie tego tytułu nie bardzo mi przypada do gustu. Fakt, że Lara taka bardziej ludzka się wydaje (nie tylko pod kątem anatomii) ale obawiam się, że sprzedadzą nam interaktywny i oskryptowany do bólu film, w którym będziemy mogli sobie chwilkę pograć (obym się mylił). Dla mnie od jakiegoś czasu ideałem takich gier jest Uncharted, który w dobry sposób balansuje elementy zręcznościowe, wymianę ognia oraz zaprogramowane sekwencje. Mam nadzieję, że twórcy najnowszego Tomb Raidera wyczują ten balans i trafi się nam tytuł interesujący. Gra ta na mojej liście przesunęła się na listę oczekującą.

Neverwinter Nights to RPG wręcz kultowe, choć nie pozbawione błędów. Ale grało się w obie części bardzo przyjemnie i u mnie gry pozostawiły bardzo pozytywne wrażenie. Dlatego zaniepokoiły mnie wieści o Neverwinter jako początkowo płatnej grze MMO, potem grze planowanej na F2P. Gameplay'e prezentowane w sieci nie zachwycają, a w świecie zdominowanym przez World of Warcraft tytuł to nie wszystko by się przebić (jak zresztą pokazał przykład Star Wars The Old Republic). Życzę grze dobrze, ale nie napalam się na nią. Spadek z listy.

Jako, że gry spod znaku Mass Effect wyrobiły sobie renomę produkcji rzetelnych i rewelacyjnych w odbiorze. Połączenie elementów RPG i gry akcji wyszło BioWare na dobre. Dlatego też przebierałem nóżkami z radości, gdy przeczytałem o grze Star Trek bazującej mechaniką na Mass Effect. Niestety radość moja szybko została stłumiona przez kolejne zapowiedzi twórców, którzy licencję zaczęli traktować po macoszemu, a z gry zrobili strzelaninę w trybie kooperacji (w sumie Army of Two to niezła produkcja), ale przekombinowanie w warstwie fabularnej i żyłowanie na zbliżającej się premierze filmu zniechęciło mnie dość skutecznie do tej produkcji. Kolejny spadek.

A na co zatem czekam, skoro tak marudzę i wybrzydzam? Jest kilka tytułów, które obserwuję. Przede wszystkim oczekuję na tytuł Watch Dogs, który po zapowiedziach wygląda jak połączenie Assassin's Creed z GTA4 w klimatach futurystycznych. Wyjątkowo miodna zapowiedź i soczysty trailer zaostrzyły mój apetyt na ten tytuł.

Space Hulk, czyli nieśmiało zapowiedziana adaptacja gry planszowej pod tym samym tytułem. Potężna licencja i dość chodliwy tytuł idąc w parze z dobrym wykonaniem mogą zagwarantować hit.

Don't Starve jest grą, która mnie osobiście zaskoczyła. Nie podejrzewałem się, że zwrócę uwagę na taki tytuł jak symulator rozbitka. Póki co można trafić w necie na ludzi grających w tego "indyka" i wygląda to naprawdę obiecująco.

Kolejną grą niezależną dostępna przez platformę Steam, którą chciałbym zakupić 2013 roku (pomimo, że premierę miała wcześniej) jest Mark of the Ninja. Kolejne zaskoczenie dla mnie, bo nigdy nie podejrzewałem się o sympatię do platformówek. Ale od czasu Trine, na gatunek ten spoglądam bardziej przychylnym wzrokiem.

Ostatnim tytułem, który z nowości przykuwa moją uwagę to Dragon Age 3: Inquisition. Silnik Battlefield'a 3 w połączeniu z niezłym uniwersum gry może naprawdę przywrócić świetność gatunkowi RPG.

Poza tymi tytułami mam zamiar monitorować cały czas sytuację wyprzedaży na takich platformach jak Steam, CDP.pl, czy muve.pl oraz uważniej przyglądać się wydaniom CD-Action (w obecnym numerze można dostać w rozsądnej cenie Chronicles of Riddick, Front Mission Evolved oraz Anomaly Warzone Earth.)

Zatem głód nam nie grozi, a jak widać rok 2013 może należeć do produkcji niezależnych, które nie zawsze oferują graficzne wodotryski, ale potrafią zapewnić godziny przedniej zabawy.



Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

piątek, 11 stycznia 2013

RZUT (Rad)OKIEM - Cyberpunk 2077

Nie dalej jak wczoraj około 22:00 studio CD Projekt Red opublikowało teaser swojej najnowszej produkcji, czyli Cyberpunk 2077. Filmik, jest dość krótki, bo trwa 2:21 ale jest wyjątkowo klimatyczny i bardzo zaostrza apetyt na nadchodzący tytuł. A widząc dorobek "czerwonego" studia w postaci obu części Wiedźmina jest na co czekać. Zwłaszcza, że prywatnie dość lubię klimaty cyberpunkowe i gry pokroju Deus Ex - Human Revolution, Syndicate czy Gemini Rue mają u mnie duży kredyt zaufania. Zatem szykuje się naprawdę gorący tytuł, który sądzę, że będzie można kupić w ciemno.
Grafika pochodzi z oficjalnej strony producenta gry i jest dostępna
 w dziale "Media" w wyższej rozdzielczości.

A tym czasem CDP.pl razem z Gamezilla.pl zorganizowali dość ciekawą promocję. Szczegóły znajdziecie tutaj i tutaj. Polecam szczególnie, że jeden z tytułów to The Chronicles of Riddick Assault on Dark Athena, który będzie również jako jeden z "pełniaków" w najnowszym CDAction.

Poza tym CDP.pl pomyślało również o fanach gier przygodowych szykując dość ciekawe zestawienie swojej oferty. Zapraszam do przygody!

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

środa, 9 stycznia 2013

"Gry za grosze" - Darksiders i Darksiders 2

Bywają takie gry, które pomimo swego ogromnego potencjału mają problemy z wybiciem się ponad komercyjność i prostotę jaką oferują niektóre popularne serie z głośnymi tytułami. I pomimo tego, że zbierają pozytywne opinie recenzentów oraz przede wszystkim graczy, mało kto w nie grał lub widział na oczy. Zazwyczaj kojarzy się ten tytuł, ale się w niego nie grało. Taka sytuacja jest m. in. z Mirror's Edge, Okami czy choćby Darksiders.
Darksiders trafiło do mnie nie małym przypadkiem. Laures wypatrzyła akcję "The Humble THQ Bundle" gdzie to za 1 $ (czyli około 3 zł) można było zakupić dość pokaźny pakiet gier (szczegóły tutaj) jako klucz do Steam. Dodatkowo otrzymaliśmy też soundtrack z gry (całkiem przyjemny do słuchania). Niestety już teraz wiadomo, że akcja wyprzedaży nie uratowała THQ i pozostaje mieć tylko nadzieję, że znajdzie się ktoś kto wyda Darksiders 3 i Darksiders 4. Dlaczego? Bo naprawdę warto rozwinąć całą serię i przedstawić losy wszystkich Jeźdźców.
Darksiders 2 zasiliło moją kolekcję dzięki wyprzedażom świątecznym zorganizowanym przez muve.pl, gdzie można było nabyć swój klucz Steam za 30 zł ( oraz dwa DLC po 5 zł).
Z racji tego, że jakoś tak wolę gry w których historia przekazywana jest w zrozumiałem dla mnie języku moja przygoda z tą serią rozpoczęła się od drugiej (stosunkowo młodej bo liczącej sobie zaledwie kilka miesięcy) części gry. Zgadza się, Darksiders było wydane z polskimi napisami przez CDProjekt, ale wersja Steam jest tylko po angielsku, a język ten jest dla mnie (po mimo moich usilnych prób) nadal obcy, choć zrozumiały. Odpaliłem grę, spełniłem wszystkie wymogi łącznie z założeniem konta na stronie THQ i rozpoczęła się dla mnie przygoda. Fakt, że rozpocząłem całość od końca szybko musiałem nadrabiać, gdyż jeszcze tego samego wieczora włączyłem część pierwszą i ... gry mnie w sobie rozkochały.

Czym jest Darksiders?
Potężną i bardzo staro-szkolną grą akcji czerpiąca z takiego God of War wszystko co najlepsze całymi garściami dodatkowo łącząc całość z dość prostą mechaniką rozwoju postaci i Historią. Tak moi drodzy, to nie jest błąd, to Historia przez duże "H". Ale nim do fabuły przejdziemy, kilka słów o mechanice gry. Gra jest stworzona pod konsole... gra za pomocą klawiatury i myszki to droga przez piekło i to po "kocich łbach". Nie wiem, może ja mam za krótkie palce lub klawiaturę za dużą, ale podczas zabawy moja dłoń tańczy po CAŁEJ klawiaturze niczym u pianisty odgrywającego koncert. Klawiszologia jest tak skonstruowana, że chyba każdy przycisk został zagospodarowany. Naprawdę nie wiem jak programiści zoptymalizowali te kombinacje pod pady. Gdy już opanujemy i okiełznamy sterowanie postacią trafiamy na grę zręcznościową momentami przypominającą starego Tomb Raidera z "siekaniną" której nie powstydziłby się Mortal Kombat. Nasza "Lara na sterydach" (niezależnie od części, bo mechanika i sterowanie jest prawie identyczne w obu grach) skacze niczym sarna (choć zapewne mniej finezyjnie), wspina się po ścianach jak owoc związku pająka z Nathanem Drake'iem. A walczy jak to przystało na samego Wojnę i Śmierć - skutecznie i bardzo widowiskowo.

Historia.
Kluczem do wszystkiego jest Równowaga. Rada Spopielonych chcąc by zawsze ona panowała postanowiła stworzyć narzędzie, Czterech Jeźdźców Apokalipsy, którzy mieli bronić praw ustalonych przez Radę. Światy w których istnieją istoty żywe zostały ukute przez Stworzycieli wieki temu. Część Światów musi upaść, by inne mogły wzrastać. Na części Światów zmagają się siły, które musza być pogodzone w imię Równowagi. A pilnują tego Jeźdźcy. Gdy siły Niebios i Piekieł zostają pogodzone w walce o losy Ziemi zostaje stworzonych siedem pieczęci jako symbol pokoju. Jednak w przepowiednia głosi, że gdy ostatnia pieczęć pęknie, pokój zostanie zerwany i rozpocznie się wielka bitwa (zapewne o rząd dusz biednych ludzi).
Wojnę poznajemy, gdy przybywa na Ziemię na wezwanie Rady. Wokół radośnie siły Piekieł i Niebios dziesiątkują się, a ludzie biegają w panice starając się uratować własne życie przed Apokalipsą (naiwniacy). Wtedy my wchodzimy na scenę godząc walczące strony swoim mieczem, który wielkością i rozmiarami mógłby konkurować z niejednym samochodem. Pojawia się jednak jeden mały szkopuł, by przeprowadzić Apokalipsę muszą pojawić się wszyscy Jeźdźcy. A wezwanie otrzymał tylko Wojna. Siódma pieczęć nie została złamana, Wojna szybko okazuje się, że trafia "na dywanik" do Rady, gdzie to nasz protagonista dowiaduje się, że jest odpowiedzialny za zagładę ludzkości. Ale rada daje mu szansę... musi dowieść swojej niewinności oraz przywrócić Równowagę. Wraca na Ziemię w towarzystwie Obserwatora (bardzo wrednej istoty, ale przemawiającej głosem Marka Hamilla), gdzie zaczyna się jego przygoda. Mocne? To posłuchajcie co w tym czasie robi Śmierć. Mroczny Kosiarz słysząc co wydarzyło się na Ziemi i jak cierpi jego brat postanawia wspomóc go swoją pomocą. Udaje się do niejakiego Wroniarza celem uzyskania informacji i odnalezienia Drzewa Życia, by wskrzesić ludzkość i tym samym zmyć winy Wojny. Wroniarz typem miłym nie jest i rozmowa ze Śmiercią się nie klei, w efekcie czego drugi Jeździec trafia do Świata Stworzycieli, gdzie jest co prawda Drzewo Życia ale dostęp do niego jest dość utrudniony, bo ten Świat zwyczajnie umiera trawiony przez Spaczenie. Śmierć dostaje ultimatum, pozbądź się Spaczenia to uratujesz brata.
A najfajniejsze jest to, że wszystko co napisałem to tylko początek każdego z tytułów. Historia wciąga jak odkurzacz i nie chce puścić i pomimo wnerwiających elementów zręcznościowych pcha nas dalej i dalej ... i dalej.

Wady i Zalety.
Zalety to przede wszystkim styl graficzny obu gier. Lekko komiksowy, nawiązujący do komiksu rodem z Europy. Rzekłbym, że nawet artystyczny (postać Wroniarza, czy Obserwatora są same w sobie małymi dziełami sztuki). Piękne palety barw, dostosowane do okoliczności oraz nawet wydarzeń na ekranie. Oraz wspaniała muzyka budująca cudowny klimat zwłaszcza z drugiej części. Bardzo przyjemnie i efektownie wygląda walka. Wojna używa ogromnego i wspomnianego już miecza, a Śmierć posiada dwie kosy którymi rozdaje razy na prawo i lewo. Bardzo ciekawie rozwiązany ekwipunek oraz rozwój postaci sprawiają, że i te elementy pozwalają czerpać przyjemność z gry bez zagłębiania się w tabele i setki przeliczeń.
Przeogromny plus za walki z bossami. Oponenci potrafią być tak imponujących rozmiarów, że początkowo na czole pojawiał mi się zimny pot i myśl "jak to coś pokonać". Gdy napotkałem pierwszego słusznych rozmiarów oponenta, Laures właśnie grała w Game of Thrones i obkładała kogoś tam mieczem po plecach, a ja biegałem niczym mrówka obok wroga wielkości góry i wiecie co... zazdrościłem Laures przeciwników normalnych rozmiarów.
Do wad zaliczyć muszę niestety sterowanie, które jest stworzone z myślą o padzie. Naprawdę trzeba mieć małpią zręczność by ogarnąć to co się dzieje na ekranie i jeszcze odszukiwać odpowiednie przyciski na klawiaturze. Zdarzają się też drobne błędy, ale występowanie jest ich tak sporadyczne, że nie przeszkadzają w rozgrywce.

Werdykt!
Darksiders i Darksiders 2 to gry cudowne. Skonstruowane w przemyślany sposób i dawkujące graczowi napięcie niczym Hitchcock, gdyż zaczynamy od Apokalipsy. Nie jest to tytuł, niczym Call of Duty, który przejdzie się w jeden dzień. Te gry wymagają uwagi, należy je smakować niczym wino i rozkoszować się bukietem jaki tworzy fabuła, grafika, muzyka i same postaci. Zresztą rozkoszowanie się tymi tytułami może trwać naprawdę długo, bo są to produkcje obszerne i zapewniają zabawy na kilkadziesiąt ładnych godzin.
Moja ocena to 5/6. Nigdy nie byłem fanem gier zręcznościowych, Duch Sparty znudził mnie dość szybko bezmyślną sieką, Lara Croft częściej u mnie lądowała na ziemi niż w miejscu przeznaczenia skoku, ale Darksiders przykuł mnie i wciągnął historią oraz radością z nabijania kolejnych poziomów doświadczenia.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że powstanie kontynuacja, bo to naprawdę dobre tytuły warte czasu jaki trzeba im poświęcić.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

środa, 2 stycznia 2013

Z nadziejami w nowy rok...

Czas Świąt oraz Sylwestrowa Noc powoli odchodzi w przeszłość pozostawiając za sobą miłe wspomnienia, czas zatem wrócić do pracy oraz do Krainy. Zerwaniu ostatniej kartki kalendarza oraz powieszeniu nowego zazwyczaj towarzyszy czas podsumowań. Zatem jaki był ten 2012 dla mnie? Udany i bardzo dobry, choć końcówka roku okazała się wyjątkowo niemiła pod kątem zdrowotnym (cała rodzina wpisała się w średnią krajową łapiąc większe lub mniejsze infekcje).
W 2012 pojawiło się sporo ciekawych tytułów filmowych, książkowych oraz przede wszystkim gier. Filmy jakie jakoś szczególnie zwróciły moją uwagę to "Mroczny Rycerz Powstaje" (mam ogromy sentyment do Batmana) oraz "Dredd". Może nie są to wybitne dzieła kinematografii  ale ja zawsze byłem zwolennikiem kina rozrywkowego (może dlatego, że to co za oknem bywa czasem zwyczajnie przygnębiające). Rewelacyjny był to też rok dla książek, szczególnie w moim prywatnym rankingu dla Fabryki Słów (wydanie "Herezji Horusa" oraz książek Marka Hodder'a) oraz książek z serii Warbook, których kilka egzemplarzy trafiło na moją półkę lub czytnik.
Natomiast jeśli chodzi o świat gier... tutaj naprawdę wydarzyło się dużo. CDP.pl zaczyna działalność jako platforma dystrybucji cyfrowej, muve.pl rośnie w siłę, Steam upowszechnia się w Polsce, THQ... zalicza niestety upadek (a szkoda zważywszy na tytuły jakie wydawali). The Old Republic przechodzi na F2P. Wielkie premiery (choć bez większych zaskoczeń) takie jak: Mass Effect 3, Assassin's Creed 3, FarCry 3 (same trójki...) Torchlight 2 (gra, która moim zdaniem bije na głowę Diablo 3) i moje ostatnie odkrycie - Darksiders 2. Poza tym pojawienie się takich tytułów jak The Walking Dead, czy The WarZ (którym mam zamiar poświecić kiedyś swój czas). To był dobry rok dla graczy, a zwłaszcza jego końcówka i wysyp promocji, choć w tym roku Steam się nie popisał, CDP.pl swoim kalendarzem adwentowym nie zachwycił (w przyszłym roku myślę, że dadzą popalić, bo i oferta się rozszerzy), ale za to muve.pl miał okazję uszczuplić nasze portfele w zamian za kilka ciekawych tytułów.

A co poza Krainą? Wielkim wydarzeniem 2012 roku był dla mnie StarForce, gdzie to Polska Społeczność Mandalorian - Manda'Yaim miała swoją chwilę chwały na scenie i dane mi było w tym uczestniczyć w zbroi (choć niekompletnej, bo bez hełmu).

Czego można zatem życzyć Wszystkim Wam i sobie? By 2013 był rokiem lepszym. By dopisało wszystkim zdrowie, by każdy znalazł czas na dobrą książkę oraz dobrą grę. Chciałbym Wam życzyć, by spotykało Was więcej życzliwości oraz byśmy mieli częściej okazję się uśmiechać.

PS. A teraz drobna prywata. Razem z Laures chcieliśmy podziękować P-chan'owi oraz reszcie ekipy za najbardziej geek'owskiego Sylwestra jaki można sobie tylko wyobrazić. Co ciekawe, okazało się, że po takiej nocy nawet Smoki mogą dostać grypę - Szybkiego powrotu do zdrowia Smoczyco ;)

Pozdrowienia i do następnego przeczytania (mam nadzieje, że szybkiego, bo plany mam ambitne :D )