Witam w kolejnej części cyklu Mandaloriańskich poszukiwań gry dla prawdziwych galaktycznych twardzieli. Dziś na tapetę pójdzie kolejny tytuł o którego recenzję zostałem poproszony przez Manda'Yaim.
Star Wars Battlefront: Elite Squadron
Jest to trzecia z kolei wydana na konsolę PlayStation Portable gra z serii Battlefront. Nazywana nieoficjalnie kontynuacją Renegade Squadron jest zarazem ostatnim tytułem serii jaki pojawił się na rynku. Podobnie jak reszta tytułów z pod znaku Battlefront jest grą przedstawiającą pola bitew znane nam z Uniwersum Gwiezdnych Wojen z perspektywy pojedynczego żołnierza. Kwintesencja zabawy sprowadza się, poza radosnym eliminowaniem oponentów za pomocą blasterów, do przejmowania punktów kontrolnych dających nam możliwość respawnu naszych braci broni oraz do dewastacji krążownika przeciwnika wiszącego na orbicie nad polem bitwy. Dodatkowo pojawia się możliwość poprowadzenie swoich ulubieńców (Imperium, Rebelii, Separatystów czy Republiki) do podboju całej Galaktyki w trybie Conquest, który łączy elementy gry strategicznej o charakterze turowo-ekonomicznym z możliwością samodzielnego brania udziału w bitwach i wpływania na ich przebieg.
W stosunku do znanych z PC części oznaczonych numerem 1 i 2 zmian jest całkiem sporo. Pierwsze co rzuca się w oczy podczas startu każdego meczu to możliwości wyboru lokacji startowej, w której chcemy by nasz dzielny wojak się pojawił. Mamy do wyboru powierzchnie planety, pokład krążownika lub przestrzeń kosmiczną. Zresztą wybór ten, co jest kolejną nowością w stosunku do dwóch pierwszych tytułów serii, nie jest permanentny i w każdej chwili możemy zmienić naszym żołnierzem miejsce prowadzenia potyczki.
Oczywiście posiadacze konsoli PSP E-1000 będą musieli się obejść smakiem potyczek z żywym przeciwnikiem, gdzieś na drugim końcu świata, ale w ich łapki został oddany tryb walki z botami oraz scenariusz, będący szeregiem potyczek połączonych linią fabularną. Fabuła niestety trąci myszką i sprawia wrażenie dorzuconej na siłę. Nie zagłębiając się w szczegóły, powiem tylko tyle, że opisuje ona historię dwóch braci klonów X1 i X2 (jednak nie są to genetyczni bliźniacy Boby Fetta). Obaj zostali stworzeni na podstawnie DNA Mistrza Jedi, dlatego też są podatni na Moc. Mniej więcej w okolicach Rozkazu 66 jeden z braci traci wiarę i nadzieję w nowostworzone Imperium i przystaje do Rebelii. I tak przez szereg potyczek, które sprowadzają się mniej więcej do przejmowania oraz niszczenia konkretnych obiektów, fabuła pokazuje rozwój i wzajemne animozje obu braci.
Oprawa audio-wizualna niczym praktycznie się nie różni od poprzedniej części wydanej na PSP oraz od wielu gier na tą konsolę. Modele są ładne i rozpoznawalne, niestety cierpią na syndrom tekstur w niskiej rozdzielczości, ale jak na konsolkę którą można spakować do kieszeni spodni, jest bardzo dobrze. Charakterystyczne tematy muzyczne towarzyszą nam i cieszą ucho w menu oraz podczas bitew. Jako dodatkowy plus zaliczyć należy przerywniki filmowe (pochodzące, a jakże z filmowej Sagi) przed bitwami w linii fabularnej.
Sterowanie jest bardzo proste i zdecydowanie bardziej intuicyjne niż w Renegade Squadron. Opcja auto-namierzania celu, jest wyjątkowo przydatna przy braku drugiej gałki analogowej. PSP rewelacyjnie sprawuje się przy sterowaniu podczas potyczek w przestrzeni kosmicznej.
A ile w Elite Squadron jest Mandalorian? Szczerze, bardzo niewiele. Gra posiada jeden bardzo ciekawy tryb walki po sieci lub z botami, a nazywa się on: Heroes and Villains. Dzięki temu trybowi, mamy możliwość wcielić się, w zależności czy gramy po stronie Separatystów, czy Imperium, kolejno w Jango Fetta lub Bobę Fetta. Rozgrywka tymi postaciami niewiele się różni między sobą (poza modelem) i jest bardzo satysfakcjonująca. Obaj Mandalorianie posiadają charakterystyczne dla siebie uzbrojenie (blaser EE-3 oraz blastery Westar-34), miotacze ognia i rakiety, dzięki którym mogą sporo namieszać na polu bitwy. Dodatkowo w niektórych bataliach, za szczególne osiągniecia (czyli zdobywanie punktów) można zasiąść za sterami Slave I lub pobiegać jednym z bohaterów np. Bobą Fettem i pokazać na co stać Mandalorianina.
Ogólnie, gra jest pozycją dobrą. Mnie osobiście cieszy wykonanie (od grafiki na okładce, przez instrukcję, po same rozwiązania zastosowane w grze) i dbałość o szczegóły. Cierpi natomiast linia fabularna, która mnie osobiście odrzuciła od tego trybu gry kierując moją uwagę na potyczki w sieci oraz tryb Conquest. Jak na produkt, który mieści się na malutkim dysku UMD, mamy do czynienia z solidnym spadkobiercą serii Battlefront, niestety z epizodycznym i dość ubogim występowaniem Mandalorian (choć i tak bogatszym niż w Battlefront 2).
Do następnego przeczytania.
PS. Zmniejszona aktywność w obecnej chwili związana jest z reorganizacją systemu na moim domowym PC. Wkrótce kolejne tytuły w cyklu "Gry za grosze".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz