środa, 28 sierpnia 2013

W poszukiwaniu czynnika M - Star Wars Jedi Knight: Dark Forces II [PC]

W poszukiwaniu czynnika M - czyli gry z klimatów Star Wars Mandaloriańskim okiem

I nastał czas na kolejny tekst na zlecenie  Manda'Yaim, czyli Polskiej Społeczności Mandalorian będący moim wkładem w Mandaloriańskie zestawieniem gier ze świata Star Wars. Tym razem zerkniemy na Star Wars Jedi Knight: Dark Forces II oraz dodatek Jedi Knight: Mysteries of the Sith wydane na PC, w celu odszukania tajemniczego czynnika M, czyli czynnika wpływającego na miodność i występowanie Mandalorian w grach. Zapraszam.

W poszukiwaniu prawdy.Jedi Knight: Dark Forces II jest, a jakże, kontynuacją rewelacyjnego Dark Forces. Ponownie przyszło nam się wcielić w Kyle'a Katarn'a. Tyle, że tym razem nie ganiamy jak chłopak na posyłki rozprawiając się samotnie z całymi zastępami Imperium, to znaczy ganiamy ale tym razem za własnymi sprawami. Co nie przeszkadza eksterminować naszych wrogów dziesiątkami. Kyle odbywa swoją podróż w poszukiwaniu śladów i prawdy na temat śmierci własnego ojca, jednocześnie odkrywając w sobie Moc i poznając tajniki władania mieczem świetlnym. Dodatek rozwijał fabułę o dalsze losy Kyle'a (między innymi ciekawy zwrot akcji w życiorysie naszego protagonisty) i oraz między innymi dawał nam możliwość zagrania Marą Jade.
Fabuła podstawowej wersji gry, będąc w rewelacyjny sposób odzwierciedlana w sekwencjach filmowych, potrafiła dość skutecznie przykuć na monitora na długie godziny. Natomiast dodatek nie tylko rozbudował linię fabularną ale wprowadził też kilka sympatycznych zwrotów akcji. Jednak największą zaletą była możliwość kolejnej konfrontacji z Bobą Fett'em (widocznie było mu mało po spotkaniu w Dark Forces), ale o tym później. Jedi Knight to przede wszystkim skok technologiczny w stosunku do Dark Forces. Przesiadka na nowy silnik (o ciekawej nazwie: Sith) w 1997 roku robiła naprawdę piorunujące wrażenie. Pełne 3D oferowane przez tytuł zachwycało, szczególnie po wsparciu akceleratorów grafiki, które dawały możliwość rozmycia tekstur i wzbogacenia efektów świetlnych. Rozbudowano również arsenał, nie tylko o miecz świetlny, ale również o możliwość korzystania z Mocy. Co dawało dość ciekawe efekty, jak rozbrojenie przeciwnika i wyłożenie mu naszych argumentów mieczem świetlnym lub blasterem. Dynamiczna walka dystansowa oraz możliwość walki mieczem świetlnym w połączeniu z naprawdę wciągającą historię stworzyło mieszankę, która zagwarantowała naprawdę tytuł z górnej półki zdobywający szturmem uznanie graczy.
Czas jednak nie obszedł się z grą łaskawie. Nie wiem jak to jest ale tytułu, które w przeszłości szarpnąwszy się na obsługę 3D w obecnych czasach wyglądają co najmniej ubogo. Animacja walki, zwłaszcza z perspektywy trzeciej osoby (to też było nowością w serii) wygląda obecnie dość siermiężnie i może sprawić, że współcześnie wielu graczy odbije się od kanciastych modeli szturmowców. Jednak pomimo ubogiej (obecnie) szaty graficznej warto rzucić okiem na Jedi Knight wraz z dodatkiem, bo scenariusz jest rewelacyjny i trzyma poziom, którego dawno nie widziałem w grach akcji. 

Czynnik M w 3D.Pomimo genialnej linii fabularnej oraz rozwiązań technicznych, które wówczas wywoływały u graczy euforyczne reakcje, gra ma naprawdę malutkie nasycenie czynnikiem M. Dlaczego? No fakt, mamy tu grę, którą możemy przechodzić jako typowy FPS akcji pozostawiając za sobą zgliszcza. Ale nie jest to już ten sam najemnik, z którym mieliśmy okazję pokonywać kolejne poziomy Dark Forces. Kyle Katarn się zmienił i cała konwencja gry również. Teraz mamy początkującego Rycerza Jedi. A wspomniany Boba Fett faktycznie występuje, ale w sekretnym poziomie (i to dopiero w  Mysteries of the Sith), który mamy okazję przechodzić jako ... Luke Skywalker. Poziom ten rozgrywa się na Bespin i skupia się na odwzorowaniu znanej z filmu sekwencji pojedynku z Vaderem. A Boba... no cóż pojawia się przy okazji. Mando-metr raczej nie szalał z entuzjazmu, ot zwyczajnie zarejestrował fakt pojawienia się modelu postaci. A szkoda. 
Podsumowanie.Star Wars Jedi Knight: Dark Forces II oraz Mysteries of the Sith to naprawdę świetne tytuły, które gdy tylko zwalczymy awersję do kanciatych obiektów (oraz problemy występujące w wersji dostępnej w usłudze Steam), potrafią zapewnić wiele godzin rozrywki. Oferując scenariusz który mógłby się stać kanwą do nakręcenia całkiem dobrego filmu. I mimo to, że Mandalorianin raczej nie znajdzie dla siebie tu za dużo (a jak znajdzie to go rozczaruje), to jednak warto pokusić się o zagranie w ten tytuł. Bo naprawdę warto.
Gra posiada unikalny klimat, który jest przepięknie wzbogacony wstawkami filmowymi. Zresztą ciekawostką jest to, że sceny te były pierwszymi jakie nakręcono od czasów Powrotu Jedi i to nim rozpoczęto zdjęcia do Mrocznego Widma

A już wkrótce kolejny tekst z serii: "W poszukiwaniu czynnika M... "

Pozdrawiam i do następnego przeczytania

2 komentarze:

  1. O rany, pamiętam! Jedna z gier dzieciństwa, można by rzec. :) Aż chyba poszukam w wolnym czasie płytki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, zasiadając do gry (po tych kilku latach) wątpiłem bym się dobrze przy niej bawił... a tu niespodzianka. Jak to mówią stare, ale jare. Takich gier już nie robią ;)

      Usuń