poniedziałek, 4 marca 2013

DisHonored - Rzut Lauresowym Okiem

Ponieważ od jakiegoś czasu po głowie chodził nam zakup gry Bethesdy pt. DisHonored, nadarzyła się okazja 14 lutego. Tak to już z nami jest, że inni kupują sobie bombonierki, misie i inne słodkie drobiazgi, a my... gry. Jednak niech na temat tego tytułu wypowie się moja Ukochana Małżonka. Zapraszam do lektury tekstu pióra Laures.


Zainteresowałam się tą grą od razu kiedy wyszła, postanowiłam jednak trochę odczekać by cena gry spadła i na koniec kupiłam ją za 69 zł, pewnie za jakiś czas będzie jeszcze tańsza ale miałam dużą ochotę w nią zagrać.
W grze wcielamy się w Zniesławionego czyli w sumie w Kozła ofiarnego lokalnej polityki.
Nasza cesarzowa zostaje zabita ( w naszej obecności ), a jej córka porwana. Oczywiście zostajemy oskarżeni i skazani na śmierć. Wkrótce dzięki pomocy uciekamy z więzienia i zaczyna się nasza przygoda ( hmm Bethesda chyba lubi kiedy bohater zaczyna w więzieniu) Gra toczy się tylko w jednym mieście, w którym panuje zaraza.
W mieście jest dużo szczurów, zatem dla osób nie lubiących tych gryzoni gra będzie traumą - trzymajcie się z daleka. Nie lubię szczurów ale nie mam fobii więc ja nie miałam problemu.
Klimat gry jest mroczny, lokacje są ponure, wszystko jest w ciemnych barwach. W całej grze tylko na pewnym przyjęciu jest sporo koloru, acz maski niektórych gości od razu przypominają nam gdzie jesteśmy.
W DisHonored przyjdzie nam się skradać nad głowami wszędobylskich strażników, płaczków i tallboy'ów ( walka z nimi wymaga odpowiedniego sprzętu ) oraz szczurów. Szybko nauczymy się, że chmara szczurów biegnących w naszym kierunku może nas dotkliwie poranić, a nawet zabić. W wodzie też nie jesteśmy bezpieczni, mamy tam ryby niczym piranie które uwielbiają kąsać.
Ale najmocniejszym przeciwnikiem są dziwne rośliny plujące na odległość kwasem, jeśli w porę się jej nie zauważy, a nie ma się pod ręką granatu, pojemnika z tranem lub pistoletu          ( najlepiej wzmocnionego ) to mamy kłopot. Roślinki tej miecz nie uszkadza, ani tym bardziej bełty i trzeba ją wysadzić. Jeśli zużyliśmy wszystko, a na drodze stoi roślinka to najlepiej szybko ja ominąć ( np. mignięciem ) inaczej gdy 4 razy nas trafi i jesteśmy już w lepszy świecie.

W DisHonored jesteśmy wprawnym zabójcą Corvo Attano, który dodatkowo posiada magiczne moce. Zbierając runy odblokowujemy kolejne moce. Najbardziej przydatne w grze są:  mignięcie ( przenosi nas na znaczne odległości), mroczny wzrok ( pozwala widzieć przez ściany ) oraz przejęcie ( pozwala wchodzić w ciała szczurów, ryb, ludzi ). Będąc szczurem możemy przekraść się kanałami, będą rybą wpłynąć do strzeżonej fortecy, a przejmując strażnika przejść przez przeszkody takie jak ściana światła ( pole energetyczne zabijające nas, a raczej smażące na miejscu ). Mamy jeszcze moce rozkładu ( powodujące znikanie zabitych przeciwników itd ). Nie należę do mistrzów skradania się ale udało mi się przejść grę z niskim poziomem chaosu ( miałam tzw. dobre zakończenie ).
W pewnym momencie następuje zwrot akcji ( dość przewidywalny ), ale w sumie dopiero w ostatnim rozdziale jest pewien lekko zaskakujący smaczek.
Grę można przejść albo bardzo brutalnie, a trzeba przyznać że arsenał mamy bogaty od miecza, kuszy, granatu, aż po wirujące ostrza, które rozszarpują przeciwnika. Istniej ograniczenie ilości broni jaką możemy nosić ale możliwe są ulepszenia broni, zwiększanie ilości ładunków itp. Animacje również są brutalne ( np. latające głowy ).
Można grę też przejść cicho, skradając się, okradając kiedy trzeba zdobyć klucz, przejmując ciała. Mój rekord w jednej z misji to tylko 1 ofiara. Rekord w drugą stronę ok 17 zabitych.
Początkowo grałam "cicho", a potem zaczęłam grać tak jak lubię czyli "głośno", a poziom chaosu i tak miałam niski ( chyba dzięki rozpadowi ciał ). Po każdej misji mamy ekran podsumowujący ilość zabitych, skarby, misje dodatkowe itp.
Wykonywałam misje poboczne, gra zajęła mi 21 godzin w sumie to dość mało. Każdy rozdział można powtórzyć by poprawić wynik.

Przyznam, że mam mieszane uczucia do tej gry. Przypomina mi trochę Dark Messiah of Might & Magic.
Gra wciąga ale misje są w sumie dość podobne. Trzeba przejść mapę, zabijając lub omijając strażników. Cele są różne ale są pewne schematy. Cieszy możliwość wyboru czy cel zabijmy, wyślemy gdzieś, a może zginie w "wypadku".
Rozczarowują zakończenia, są statyczne. Wyjaśniają dalsze losy miasta ale filmik z prawdziwego zdarzenia pasowałby bardziej niż kilka statycznych animacji.
Gra jest dobra, ma swój klimat jednak nie jest to gra która zapadnie mi w pamięć jak Morrowind. Na moją ocenę ma na pewno wpływ to że nie jestem wielbicielem Steampunku, wolę światy fantasy lub SF. Jednak gra jest bardzo ciekawa, tylko trochę krótka. 
Ocena w skali szkolnej : 4







Prywatnie dodam, ze sam mam ochotę zabrać się za ten tytuł, gdyż często zdarzało mi się zaglądać przez ramię Laures gdy przedzierała się przez kolejne lokacje w Dunwall. Pozytywne wrażenie spotęgowane jest u mnie faktem, że Steampunk jednak troszkę tam lubię.

Pozdrawiam i do następnego przeczytania.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz